sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 22

Wiem, wiem, długo nic nie było. Podejrzewam, że teraz rzadziej będę wstawiała nowe rozdziały z uwagi na kompletny brak weny. Wzięłam się za 2 nowe "projekty", że tak powiem - jeden typowo blogowy, ale drugi już poważniejszy ;)
Jak tylko wróci mi wena, to możecie być pewni, że zasypię Was nowymi pomysłami :D Mam już zresztą wszystko ustalone.
Ale jak na razie pozdrawiam zapraszam n 22 rozdział, który sama dla siebie nazwałam "Abbie".




                Abbie z trudem wstała z łóżka, czując zmęczenie niemalże takie jak wtedy, gdy się kładła. Poszła do łazienki, trąc zaspane oczy. Umyła twarz ciepłą wodą, mając wrażenie, jakby cienie pod jej oczami były o wiele wyraźniejsze niż zazwyczaj. Mydło wyślizgnęło jej się z rąk.
                -Niech to szlag – mruknęła, schylając się po nie.
                Gdy się prostowała, zakręciło jej się w głowie, aż musiała przytrzymać się umywalki.
                -Co się ze mną dzieje? – zapytała własne odbicie w lustrze, zmęczoną twarz okoloną pasmami blond włosów.
                Obawiała się, że jej podejrzenia staną się prawdą. Zagryzła wargi, gdy przypomniała sobie wczorajszy wieczór, gdy lała łzy pod prysznicem, po raz kolejny nie widząc pożądanych śladów na bieliźnie. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby. Ale musi wiedzieć.
                Tylko co by mogła zrobić? Zdała sobie sprawę, że nie miała nikogo poza szkołą, kto mógłby jej pomóc. Ubrała dżinsy i sweter, po czym zeszła na śniadanie. Dziś było wyjście do Hogsmeade, ale już ostatnio zapowiedziała, że nigdzie się nie wybiera. Postanowiły z Mary, że zostaną w szkole, jednak Scorp i Al już pół godziny temu wyszli, chcąc pozaglądać do kilku sklepów. Zeszła na śniadanie, nalewając sobie kawy. Kiedy zapragnęła zjeść kanapkę z pasztetem i ketchupem uznała, że natychmiast musi się ogarnąć. Jednak pokusa była zbyt silna, a kanapka – zadziwiająco smaczna.
                -Hej – obok przysiadła się Mary, a dziewczyna aż podskoczyła z zaskoczenia.
                -Hej, nie zauważyłam się – powiedziała, a ta tylko się uśmiechnęła.
                -Pasztet i ketchup? – zapytała z powątpiewaniem. – Robisz się jak Albus.
                Obie się zaśmiały. Chłopak potrafił zjeść wszystko, choć Mary próbowała mu bezskutecznie wyperswadować pewne rzeczy. Raz zjadł naraz garść Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Bott’a, trafnie rozróżniając każdy smak po kolei „czuję nutkę mięty połączoną z brudem spod paznokcia, do tego trochę sosnowych igieł, starego naskórka, pergaminu i wątróbki”.
                -Muszę z tobą poważnie pogadać – zaczęła blondynka, a Mary zmarszczyła brwi. – Twój brat jest spoko, co nie?
                -No tak, a o co chodzi?
                -Mogłabyś do niego napisać, żeby wysłał mi magiczny test ciążowy?
                -Co?!
                -Ciszej – syknęła Abbie.
                -Jesteś w ciąży? – szepnęła puchonka, nie mogąc ukryć zdziwienia.
                -Nie… mogę być – zrezygnowana ukryła twarz w dłoniach. Tak ciężko jej było to wyznać, nawet przed samą sobą. Dopuścić to do swojej świadomości. Mary przytuliła przyjaciółkę, chcąc dodać jej otuchy. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego. Poczuła, że Abbie płacze. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziała, miała na to zbyt silny charakter.
                -Chodźmy stąd – powiedziała cicho, wyprowadzając ją z Wielkiej Sali. Nawet nie zaczęła śniadania, ale w tej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Udały się do biblioteki, gdzie w sobotni ranek jest zazwyczaj pusto. Usiadły przy stoliku w kącie. Abbie wiedziała, że jej przyjaciółka czeka na wyjaśnienia.
                -No… To było w tego sylwestra – powiedziała cicho, ostrożnie dobierając słowa. – Świetnie się ze Scorpem bawiliśmy, a gdzieś koło drugiej zaczęliśmy, no wiesz, trochę ostrzej się całować i tak dalej. Zaproponował, żebyśmy poszli do niego, bo jego rodzice wyszli na jakiś bankiet czy na coś. No i się zgodziłam. I my… sama wiesz – spuściła wzrok. – Uznałam, że jestem kilka dni po okresie, więc nie potrzebuję eliksiru anty-ciążowego. Teraz minęły dwa miesiące, a ja czuję się coraz gorzej. Nie wysypiam się, mam zawroty głowy, jestem osłabiona, czasem mnie mdli i boję się, że mogę być w ciąży.
                -O rany – wydusiła z siebie Mary, łapiąc ją za rękę, podczas gdy Abbie znów zaniosła się płaczem.
                -Kurwa mać! – niemal krzyknęła, próbując otrzeć łzy, co za skutkowało tylko tym, że wielce urażona bibliotekarka pokazała im drzwi.
                -Scorp wie?- zapytała Mary w drodze do sowiarni, gdzie miały wysłać list do Luke’a. Abbie tylko potrząsnęła głową.
                -Nie mów mu nic. Ani Albusowi. Nie chcę go zamartwiać, jak jeszcze nie ma pewności.
                -A nie wolałabyś iść z tym do pielęgniarki? – wpadła na pomysł Mary.
                -Teraz to przesadziłaś, laska – rzuciła blondynka, trochę wracając do normalnej ironii. – Możesz wziąć moją sowę – zaproponowała, wiedząc, że Mary nie ma swojej.

***

                Następnego dnia przy obiedzie do Mary wróciła Irina, sowa Abbie.
                -Co to jest? – zapytał Scorp, widząc list.
                -Do mnie, nieważne – odparła Mary, a on tylko wzruszył ramionami, kontynuując swój monolog.
                -…potem przywaliła się do nas Crew, mówiąc, że zaszczyci nas swoją obecnością. Poszliśmy do Trzech Mioteł i nawet nie kazali mi pokazywać różdżki żeby sprawdzić, czy jestem dorosły, kiedy zamawiałem ognistą…
                Jego relacja z Hogsmeade ciągnęła się od początku posiłku i zdawało się, że trwać będzie w nieskończoność. Jedynie Mary zauważyła lekkie drżenie dłoni Abbie na wieść o liście.
                -Mary, skończyłaś jeść? Chodź ze mną do łazienki – powiedziała blondynka.
                -No nie wiem, czy ci ją tak łatwo oddam – powiedział Albus, obejmując dziewczynę. Ta jednak wywróciła oczami i dała mu delikatnego buziaka, wyswobadzając się z objęć.
                -Obiecuję, że jak wrócimy, będę cała twoja – powiedziała i poszła za Abbie z listem w dłoni.
                -Chodź na drugie piętro, tam nikogo nie będzie – zaproponowała blondynka. – Może i to stała kwatera Jęczącej Marty, ale  choć strasznie wkurza, jest zupełnie niegroźna.
                Gdy weszły, cała toaleta była zalana przez wodę lejącą się z kranów. Mary szybko zakręciła kurki i otwarła kopertę, próbując nie słuchać piskliwych wrzasków ducha. Ujrzała krótką notkę zapisaną niezgrabnym pismem jej brata. Przeczytała na głos, a Abbie oparła się o ścianę.
Jedyne, co udało mi się zdobyć. Mam nadzieję, z twoją koleżanką wszystko okej. Trzymaj się, dziecko. Luke.
                Wyciągnęła z koperty fioletowy kartonik owinięty w folię. Wyjęła go z folii, czytając instrukcję na odwrocie.
                -Masz odkleić papierek z przodu i nałożyć go na język. Kiedy zacznie parzyć, wyjmujesz. Jak zrobi się niebieski – chłopczyk, jak różowy – dziewczynka. Jeśli pozostanie niezmieniony, nie jesteś w ciąży.
                Abbie bez słowa wzięła kartonik i odkleiła cieniutki, podłużny papierek, kładąc go sobie na język. Wzięła przyjaciółkę za rękę i zamknęła oczy w wyczekiwaniu. Serce waliło jej jak oszalałe, na skroniach czuła zimny pot. Jeszcze nigdy się tak nie denerwowała. Jeżeli jest w ciąży, może już nie wracać do domu, bo i tak ją z niego wyrzucą. Ewentualnie matka uprze się na skrobankę, a tego dziewczyna nie chciała. W życiu nie zrobiłaby czegoś takiego nienarodzonemu dziecku. Tyle, że co ona wtedy zrobi? Może i miała dość kasy, by utrzymać się przez kilka miesięcy w skromnych warunkach, ale nie dałaby sobie rady sama z dzieckiem. Poza tym, nie mogłaby wrócić do szkoły.
                Gdy język zaczął ją parzyć, podeszła sama do okna. Wyjęła papierek. Serce jej załomotało. Nagle wszystkie obawy ją opuściły. Poczuła nawet coś na kształt ciepła rozlewającego się po jej ciele. Już ją nie obchodziło, co się stanie. Odwróciła się do Mary.
                -Nazwiemy go Crux, zgodnie z tradycją rodziny Scorpiusa. A na drugie dostanie Victor, bo przezwycięży wszystkie przeciwności – spojrzała na Mary pałającymi oczyma. – Wiesz co? Ja go kocham.
                -Cruxa czy Scorpiusa? – zapytała dziewczyna.
                -Obu – odparła. – I to najbardziej na świecie. Nie wiem tylko, jak mu to powiedzieć. Boję się, że będzie chciał usunąć dziecko, ale ja się na to w życiu nie zgodzę.
                -Abigail, dasz radę. Nie wiem, czy ktoś inny na twoim miejscu by sobie poradził. Ale ty? Urodziłaś się po to, by zwyciężać.

4 komentarze:

  1. Kurcze, mój ulubiony rozdział jak do tej pory... Abbie taka porządna dziewczyna, a tu ciąża, uu będzie ciekawie. Super że ten blog robi się życiowy, że magia tutaj jest tylko tłem wydarzeń. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, oczywiście ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG dlaczego w takim momencie?! Ja chcę więcej. Jestem ciekaw jak zareaguje Scorpius kiedy się dowie. Mam nadziej, że będzie wszystko dobrze. Jak na razie to jeden z najlepszych rozdziałów. :)
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jak czytałam to modliłam się, żeby nie skonczyła zanim wynik będzie i moje modły zostały wysłuchane. ekam na nastepny rozdzial ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! No normalnie mnie zaskoczyłaś i to bardzo, bardzo! W życiu się nie spodziewałam takiego obrotu wydarzeń! No, ale w sumie podoba mi się to. Podoba mi się postawa Abby, że nie chce usunąć dziecka. Jestem niesamowicie ciekawa reakcji Scorpa, przecież to takie duże, niepoważne dziecko... Pisz dalej, błagam! :*

    OdpowiedzUsuń