wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 16

Hej ho ;> Wstawiam rozdział 16, w dużej mierze z uwagi na kogoś, komu się nudzi ;p
No, nieważne. Może nie jest to mistrzostwo świata, bo w sumie więcej akcji miała moja wczorajsza zupa pomidorowa, ale raczej takie "przejście". Osobiście traktuję to jako wstęp po rozkmin etyczno-moralno-filozoficzno-zwalonych. Zresztą, nie ważne (wiem, powtarzam się ;x).
Zapraszam do czytania ;3

___________________________________________________



                -Jak cudownie jechać do domu na święta – powiedziała Mary, siadając z westchnieniem przy oknie z jednej strony przedziału. Naprzeciw umościli się Abbie i Scorp, więc Albus, chcąc nie chcąc, przysiadł się obok Mary.
                -Mi się to jakoś nie uśmiecha – przyznał.
                Wszyscy wiedzieli, że chodzi o incydent z dragami i Wieżą Zachodnią, który ciągle przewijał się przez pamięć chłopaka. Nie miał złudzeń – cała rodzina już wie i albo zaczną się różne krępujące pytania, albo bardziej niż zwykle będą go wytykać palcami. Nie było mu łatwo być jedynym ślizgonem w rodzinie. No jasne, że większość to akceptowała, ale u niektórych nadal czuł pewien rodzaj awersji. Nie był przecież zły, a to, że sześć lat temu jakaś stara czapka przydzieliła go do Slytherinu - no cóż, tak już wyszło. Przecież jego tatę też chciała tam wkopać. Przyzwyczaił się już. Do wszystkiego. Nawet do tego, że dziadkowie uważają Jamesa za aniołka. Jamesa! Błagam.
                -Co ty na to Al? – zapytała w pewnym momencie Abbie, a ten spojrzał na nią z zaskoczeniem i rozkojarzeniem.
                -Sorka, zamyśliłem się, mogłabyś powtórzyć? – powiedział przepraszającym tonem, a blondynka wywróciła oczami.
                -Mówiłam, że mam taki pomysł, żebyśmy zrobili sobie nawzajem prezenty. Takie jakieś małe, własnoręcznie robione upominki. Moglibyśmy losować, kogo mamy – wyjaśniła, a ten przytaknął. Niech im będzie, przynajmniej będzie miał coś do roboty.
                Abbie, jak pracowita mrówka, od razu wyjęła z kufra kawałek pergaminu i pióro. Za pomocą różdżki przecięła pergamin na cztery przerażająco równe prostokąty. Potem na każdym z nich napisała imię osoby z ich paczki, zgięła je na pół, wrzuciła do swojej czapki i kazała losować.
                -PO KOLEI WY NIEDOROZWOJE BEZ KULTURY!
                -No dobra, dobra… - mruknęli.
                Najpierw losowała Mary, po czym uśmiechnęła się triumfalnie. Potem Albus, który nie dał po sobie poznać, jak bardzo ucieszył go wynik. Scorp uśmiechnął się złośliwie, a Abbie z rozczuleniem.
                -Ej Scorp kogo masz? – zapytał Albus, a Malfoy już miał odpowiedzieć, kiedy dostał w głowę od wkurzonej Abbs.
                -TO JEST TAJNE LOSOWANIE GUMOCHŁONY! Nie no ja z nimi nie mogę – westchnęła, opadając na siedzenie.
                -Oj Abbs, słoneczko, nie martw się, my… - Scorp spróbował ją przytulić, ale ta wymierzyła w niego palcem.
                -NIE SŁONECZKUJ MI TU!
                -Malfoy chciał chyba powiedzieć, że kiedyś się pewnie ogarniemy – tłumaczył przyjaciela Albus. – Ale po prostu jeszcze nie pora na takie wybryki.
                -Właśnie. Dzięki stary, piącha – przybili zdrową, męską piąchę.
                -Zróbcie te prezenty własnoręcznie, okej? – poprosiła Abbie, którą zachowanie jej przyjaciół doprowadzało do zszargania całego układu nerwowego.
                -Serio musimy? – zamarudził Scorpius.
                -Stary, skoro pomocnik Mikołaja tak mówi, to tak ma być – odparł Albus.
                -Wiecie, a mi się tam podoba, że zrobimy je ręcznie. Bardziej od serca – dołączyła się Mary.

                Po wyjściu z pociągu Albus umówił się z przyjaciółmi, że spotkają się w Drugi Dzień Świąt u Scorpiusa. Zaoferował nawet, że przyjdzie po Mary, która nie wiedziała, gdzie Scorp mieszka, a że przed wyjazdem do Hogwartu pomieszkała sobie w nowym miejscu tylko miesiąc, to totalnie nie widziała, gdzie co jest i z pewnością by się zgubiła. Dolina Gordyka jest obok Wimbourne, więc Al nie będzie miał problemów z trafieniem. Potem się pożegnali i chłopak udał się do czekających na niego rodziców. Jamesa i Lily jeszcze nie było, więc musieli trochę postać, zanim ci łaskawie zdołali przytoczyć swe leniwe tyłki.
                -Albus, kochanie – mama zabrała się za odprawianie rytuału wyściskania swego syna.
                -Cześć, cześć - uśmiechnął się chłopak. Pomimo wszystko tęsknił za nimi, choć nie dawał tego po sobie poznać.
                -Cześć synu – teraz to Harry przytulił swoją młodszą wersję. – Jak tam? Wszystko okej?
                -Ta, jasne – rzucił Al, kątem oka widząc, jak Mary czule żegna się z Dereckiem. To jego powinna teraz tulić, nie tego idiotę Stewarta! Kolejny raz miał ochotę sprawdzić, czy nie lepiej byłoby temu puchonowi z nosem o nieco innym kształcie. Harry Potter podążył za wzrokiem syna, widząc, co go trapi.
                -To ta dziewczyna? – zapytał z ojcowska troską. Świetnie, przyszedł więc czas na poważne męskie rozmowy o uczuciach. Bał się tego przez cały dotychczasowy okres dorastania syna, ale uznał, że trzeba ten aspekt przejść, by jego syn mógł lepiej stawiać czoła okrutnym przeciwnościom losu, które pewnie jeszcze nieraz wejdą na krętą drogę jego życia. Aż czuł, jak serce mu rośnie pod wpływem poczucia ważnego rodzicielskiego obowiązku. A nie, chwila, to tylko dzisiejsza lazania Ginny.
                Gdy rodzina była już w komplecie, udali się do samochodu. Trochę brakowało Albusowi dawnych przejażdżek autem, kiedy byli młodsi i całe rodzeństwo siedziało z tyłu, śpiewając głupie piosenki i dokazując. Teraz siedzieli ściśnięci jak sardynki, on z lewej, James z prawej i Lily na środku. Auto było dosyć małe, więc kolasa wbijały się Albusowi w siedzenie mamy, która opowiadała o ich planach na najbliższe dni.
                -Jutro idziemy w odwiedziny do cioci Hermiony i wujka Rona, a zaraz potem wszyscy razem za pomocą proszku Fiuu pójdziemy do dziadków na kolację wigilijną. W pierwsze święto przychodzą do nas Teddy z Victorie na obiad.
                -A co z sylwestrem? – zapytał przezornie James.
                -Właśnie do tego zmierzałam. Chcemy z tatą wybrać się na zabawę razem z jego kuzynem z żoną. Prawdopodobnie zostaniemy u nich jeszcze na obiad w Nowy Rok. Jak chcecie, możecie zaprosić kilku znajomych, pooglądać jakiś film czy coś. Ale bez zgrai młodzieży rozwalającej dom, okej? – spojrzała na swoje dzieci, który przytaknęły ochoczo, po czym wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami.
                -A w Drugie Święto coś robimy? – zapytał Albus. – Bo chciałbym pójść do Scorpa.
                -Nie mamy żadnych planów, możesz śmiało iść – zgodziła się Ginny.
                -Super, dzięki – uszczęśliwił się Albus.
                Wiedział już nawet, co zrobi osobie, którą wylosował. Musiał tylko zapytać o pomoc babcię Molly. Jego prezent będzie najlepszy, musi być. Oczyma wyobraźni już widział uśmiech na twarzy Mary, gdy jej go wręczy.

***

                Gdy Mary pożegnała się z przyjaciółmi, odszukała wzrokiem Derecka, który na nią czekał. Podeszła do chłopaka. Ciągle w pamięci miała wczorajszy wieczór, ale starała się o tym nie myśleć.
                -No, to wesołych świąt – powiedziała, przytulając go.
                -Wesołych świąt – odparł. – Baw się dobrze i nie zapomnij o mnie. Napiszę do ciebie.
                -Mogą być problemy z dostarczeniem listu z Francji w zimę  - zauważyła dziewczyna.
                -W sumie racja – już chciał dodać „wiec nie będę sobie tym zaprzątał głowy”, ale szybko się powstrzymał.
                Dereck uśmiechnął się i już miał zabrać się za porządne całowanie, ale Mary pozwoliła tylko na krótkiego całusa, po czym odsunęła się.
                -Mój brat patrzy – wytłumaczyła szybko. – No, to cześć – uśmiechnęła się lekko.
                Idąc w kierunku czekającego na nią starszego brata Luke’a, gigantyczny uśmiech rozświetlił jej twarz. Strasznie za nim tęskniła, był dla niej najbliższą osobą na świecie. Chłopak miał osiemnaście lat i 180 cm wzrostu. Był raczej chudy, ale za to szybki jak wiatr, szczególnie w powietrzu. Pewnie był to właśnie jeden z powodów, przez które tak chętnie przyjęto go do drużyny Os z Wimbourne. Byli do siebie bardzo podobni – takie same kasztanowe loki, tyle, że u Luke’a stanowczo krótsze, takie same jasne błękitne oczy, kości policzkowe.
                -Siema siostra – chłopak przytulił Mary, która potrafiła wyczuć niemal każde jego żebro. – Rodzice czekają w domu. Zrobiłem prawko i uznałem, że muszę się pochwalić i po ciebie przyjechać – wyszczerzył się.
                -Ty zrobiłeś prawko? – zdziwiła się. – Wiesz, ja nie wiem, czy chcę wejść do tego auta.
                -Ha, ha, ha – skwitował gorzkim tonem. – Mów lepiej, jak tam w szkole. Coś widziałem że nie próżnujesz?
                Wiadomo było, że chodzi mu o Derecka. No jasne, teraz Mary ma święta pełne złośliwych uwag brata.
                -Nie mów nic rodzicom, okej? – poprosiła.
                -Czemu? – zdziwił się. – Przecież to całkiem normalne, że masz chłopaka.
                -Ale po prostu wątpię, żeby to było coś poważnego – wyznała.
                Uznała, że przyszła pora, by wyjść samotnie na zewnątrz, wziąć głęboki oddech świeżego powietrza i rozliczyć się ze swoimi uczuciami.

sobota, 9 lutego 2013

Rozdzial 15


Nareszcie ;) Już myślałam, ze nigdy tego nie wstawię. Szczerze powiem, że nie jestem jakoś super z tego rozdziału zadowolona. Źle to napisałam, ale niech już bd ;>  Miłego czytania! 
____________________________________________________________________


                Serce Abbie biło tak mocno, jakby chciało się wyrwać z piersi. Jej dłonie drżały, zrobiło jej się zimno i jej myśli przeplatał rozkaz „tylko się nie rozpłacz”. Jak mogła być taka głupia? No jak? A zresztą…

                Scorpius pociągnął dziewczynę na mało uczęszczane schody prowadzące do niewiadomego pomieszczenia. Usiedli blisko siebie. Chłopak nie wiedział, co myśleć. W jednej chwili widzi, jak dziewczyna jego marzeń obściskuje się z nauczycielem, a drugiej mówi, że go kocha. Zacisnął dłoń w pięść, ignorując ból paznokci wbijających się w skórę.

                -Więc…? – słowa przez niego wypowiedziane, choć nie głośniejsze niż oddech, przecięły ciszę ostrym brzękiem stali. Podobno chciała mu coś wyjaśnić, tak? Słyszał, jak dziewczyna przełyka ślinę.

-Wiesz, co robi teraz Mary, prawda? – zapytała.

                -Nie rozmawiamy teraz o Mary – uciął jej gwałtownie, nie wiedząc, do czego dąży.

                -Posłuchaj – jej głos był drżący, słaby. – Wiesz, dlaczego Mary jest z Dereckiem?

                -Żeby wkurwić Albusa? – znów gorycz w jego głosie doprowadziła dziewczynę niemalże do obłędu.

                -Nie. Żeby zapomnieć. Ona ma dosyć tej beznadziejnej sytuacji z Al’em, bo to łamie jej serce. Chce za wszelką cenę się od tego uwolnić, nieważne, jakim sposobem.

                -A mówisz o tym, bo…?

                -Jeszcze nie rozumiesz? To ta sama sytuacja. Scorpius, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, wiesz? Ale zdaje sobie sprawę, że nie mam u ciebie szans. Dlatego to wszystko. Chciałam po prostu zapomnieć o tobie, o tym, jak bardzo mi zależy. Na początku nawet działało, byłam szczęśliwa, myślałam, że powoli mi się to udaje. Ale to wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Czułam się taka bezradna, taka samotna, że przyjmowałam z chęcią to, co on mi oferował. Wtedy choć na chwilę mogłam oderwać się od tych beznadziejnych uczuć, choć i tak myślałam cały czas o tobie.

                Dziewczyna nie dała już rady. Rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach, zawodząc żałośnie. Odkryła przed nim swoje najgłębsze tajemnice, czuła się naga. Nie miałą już nic do ukrycia, nic, co pozostałoby jej.

                -Przepraszam – wyjąkała pomiędzy jednym przypływem łez a drugim. – Wiem, że kłamstwo niszczy przyjaźń. Ani ty, ani Albus nic o tym nie wiedzieliście, bo wstydziłam się wam powiedzieć. Teraz już nie będzie tak samo, prawda? Te wszystkie nieodwzajemnione uczucia i niewypowiedziane słowa nas podzielą. Już nigdy nie będziemy…

                -Abbs – głos Sorpiusa był już łagodny i spokojny, gdy delikatnie ujął jej dłoń. Chciał jej odpowiedzieć, ale by wyznać szczerą prawdę, potrzebował chwili, by zebrać w sobie odwagę. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. – Mylisz się. Twoje uczucia nie są nieodwzajemnione – złożył nieśmiały pocałunek na wierzchu jej dłoni. – To ja zawsze myślałem, że nie mam u ciebie szans. Próbowałem jakoś do ciebie dotrzeć, ale nie wiedziałem, jak.

                Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy, uspokajając się. Chłopak pochylił się i pocałował ją w czoło.

                -Już dobrze?

                -Tak – pokiwała głową.

                -Ale obiecaj mi jedno: zawsze, bez względu na wszystko, będziemy ze sobą szczerzy, okej? – w jego spojrzeniu, słowie, gestach, było tylko troski, że każdy postronny obserwator zdziwiłby się, że Scorpius Malfoy potrafi być tak bardzo opiekuńczy.

                -Obiecuję – odparła, zakładając blond włosy za ucho i dłońmi ocierając łzy. Pochyliła się, przytulając do chłopaka. Położyła głowę na jego barku a ten objął ją ramionami, nie wierząc, że jest już dobrze, choć zaledwie kilkanaście minut temu myślał, że jego świat się zawalił.

                Trwali tak jeszcze długo, bez słów, rozkoszując się bliskością drugiej osoby i wzajemnością uczuć.



***



                Grudzień mijał coraz szybciej, a Albusa dobijało wszystko po kolei: Mary z Dereckiem, ilość zadanych wypracowań, Mary z Dereckiem, wyjazd do domu na święta, Mary z Dereckiem, zbyt szczęśliwy Scorp z Abbie, zbyt szczęśliwa Abbie ze Scorpem i, żeby było ciekawiej – Mary z Dereckiem. Okej, niech będzie: życzył im wszystkim szczęścia. Okej, niech będzie: oprócz Derecka. Nie lubił go, w przeciwieństwie do całej reszty szkoły, która go uwielbiała. Zawsze, gdy widział go z Mary, miał ochotę mu przyłożyć.

                Tego dnia na śniadaniu Abbie poruszyła pewien  nurtujący temat:

                -Skoro nikt z nas nie zostaje w Hogwarcie na święta, to co z sylwestrem?

                -U mnie nie da rady, chyba, że chcemy się podpiąć do imprezy rodziców – powiedziała Mary.

                -Znasz mojego ojca, zabiłby mnie, gdyby coś się stało z czymkolwiek w domu, więc na żadną większą imprezę nie ma co liczyć – dodał Scorp.

                -Hej Al, a James czasem nic nie organizuje? Prawie co roku jest u was sylwester.

                -Zazwyczaj okazuje się czy coś będzie dopiero, jak wracamy do domu i pytamy, czy rodzice mają jakieś plany. Oby mieli.

                -Zrobiłabym u siebie, ale moja mama jest strasznie staromodna – obroniła się Abbie, bo w końcu zaczęła temat, a nic nie zaproponowała. – Nie pozwala mi się nawet malować, a gdyby dowiedziała się, że mam chłopaka to chybaby mnie uziemiła do skończenia trzydziestki. Choć nie, sorry, gdyby się dowiedziała, że robię z chłopakiem coś więcej niż patrzenie sobie w oczy.

                -W każdym razie do bani – podsumowała Mary.

                -Ej, a Dereck nic ci nie wspominał o sylwestrze? – zapytał zaciekawiony Albus. Był głodny każdej, nawet najmniejszej informacji o ich poczynaniach.

                -Wyjeżdża na święta do rodziny we Francji, więc będzie się bawił ze znajomymi stamtąd – wyjaśniła dziewczyna.



***



                W ostatni wieczór przed wyjazdem na święta Mary postanowiła zawitać do dormitorium swojego chłopaka by zapytać, jak mu idzie pakowanie. Trochę jej się nudziło i szukała kogoś do jakiejkolwiek rozmowy.

                -Hej – powiedziała, bezpretensjonalnie otwierając drzwi do dormitorium siedemnastoletnich puchonów.

                -Hej, mała – przywitał ją Dereck z uśmiechem, a jego koledzy, Alan i Jeff, w tej chwili wyszli. – Co cię tu sprowadza?

                -Chciałam zapytać, jak ci idzie pakowanie – usiadła na łóżku, widząc, że chłopak już kończy.

                -Jakoś idzie – Dereck usiadł obok niej, kładąc dłoń na kolanie dziewczyny. – A ty już skończyłaś?

                -Aha – przytaknęła.

                Dereck przybliżył się, by już po chwili całować  jej usta, najpierw delikatnie, lecz potem stając się coraz bardziej zachłannym. Okrążył językiem kontur jej warg, by zaraz potem móc bezpretensjonalnie dotykać nim wnętrza jej policzków. Dziewczyna odpowiadała na jego gesty, poddając się pocałunkom Derecka. Ten objął ją w talii, kładąc na łóżko. Położył dłonie po obu stronach jej głowy i zawisł nad nią, nie zaprzestając całowania. Ta wplotła palce w jego włosy. Zachłysnęła się powietrzem, gdy chłopak zszedł niżej, na jej szyję, a zaraz potem na dekolt. Był niemalże brutalny w swych pieszczotach, lecz pomimo to Mary nie czuła tego, co myślała, że powinna czuć. Jasne, było miło i tak dalej, ale nie rodziło to w niej  żadnego wzniosłego uczucia, żadnego drżenia, bicia serca.

                Chłopak miał chłodne dłonie. To oto niebywałe wręcz odkrycie naszło ją, gdy podwinął jej bluzkę, by po chwili dotykać jej ciała pod materiałem. W końcu zamknął ręce na jej piersiach i zmienił pozę na taką, by dziewczyna z łatwością mogła wyczuć jego męskie zamiary.

                -Ej! – obruszona odepchnęła go od siebie, a ten spojrzał na nią, zdziwiony nagłą zmianą nastawienia. – Przestań, ja… ja nie jestem gotowa – wymamrotała.

                -Nie gotowa? – prychnął, wściekły, że sobie nie umili tego wieczoru. – Myślałem, że jesteś… inna.

                Odwrócił się i wstał, powracając do pakowania rzeczy. Mary usiadła na łóżku, nie mogąc uwierzyć, że tak się zachowuje. Był taki miły, uprzejmy, sympatyczny. Powinien ją zrozumieć. Zamiast tego dziewczyna podejrzliwie zwęziła oczy.

                -Inna czyli jaka? – Dereck spojrzał na nią jakoś tak nieobecnie. – No powiedz! Łatwa? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

                -Miałem na myśli „bardziej rozrywkowa” – obronił się, ale ona tylko potrząsnęła głową i wstała z zamiarem wyjścia. W przejściu jednak chwycił ją za nadgarstek.

                -Ej przepraszam, okej? Rozumiem – powiedział , a ton jego głosu był już miękki, taki, jak zwykle.

                -Okej – mruknęła i uśmiechnęła się słabo. – Idę skończyć się pakować.

                Wyszła, zostawiając go z setką pytań.

                -Ale przecież mówiła, że się spakowała – powiedział sam do siebie.
                Że też on zawsze musi coś zepsuć! Że też musi być tak porywczy! Bardzo chciał tego nie spieprzyć, a tu proszę – spieprzył. Jak zwykle. Zawalanie swoich związków przestało być dla Stewarta niczym dziwnym. Z tym, że z Mary czuł się inaczej, niż z innymi dziewczynami. Miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że czuł się lepszym człowiekiem.