Albus
Potter siedział na skraju łóżka, kurczowo trzymając w dłoniach kubek z gorącą
kawą. Wiedział, że w tej chwili jego spojrzenie mówi o tęsknocie więcej, niż
ktokolwiek chciałby wiedzieć. Miał wrażenie, że jego oczy widziały zbyt dużo, że
z każdym dniem coraz bardziej się od niej oddalał. Nie chciał tego. Chciał być
tak blisko, jak to tylko możliwe. Zmarnował już wystarczająco dużo czasu na
snucie domysłów i kochanie na odległość. Teraz tęsknił za nią i to tęsknił tak
bardzo, jak to tylko możliwe. Chciał podejść, złapać ją za rękę, spojrzeć w
oczy. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Nie wolno mu.
Miał
jednak nadzieję, że ten stan rzeczy jest tylko chwilowy. Postanowił przestać
patrzeć na swoje życie z boku i zacząć spełniać marzenia. A priorytetem była
Mary. Wiedział, że nie była szczęśliwa z Dereckiem, a już na pewno nie
zakochana. Podczas ostatnich dni w szkole sporo się kłócili, co wiedział od
Scorpiusa, któremu powiedziała Abbie. Nie obchodziło go już, czy Mary jest zajęta
czy nie, czy jest z nim szczęśliwa czy nie. Albus jest w końcu ŚLIZGONEM, do
kurwy nędzy! Miał dosyć robienia dobrej miny do złej gry. Jest ślizgonem, a
ślizgoni dostają to, czego chcą.
Wstał
impulsywnie, przy okazji wylewając kawę na pościel. Szybko położył kubek na
półce, a sam wziął do ręki szalik, który zrobił dla Mary. Był koloru
waniliowego, a Lily mu doradziła, żeby zszył ze sobą jego końce i w ten sposób
powstanie „supermodny komin, krzyk sezonu, trendy, jazzy i w ogóle cool”. Czy coś w tym stylu.
***
Stanął przed domem Mary, biorąc głęboki oddech i
pukając do drzwi. Dlaczego trzęsły mu się ręce? Przecież na niego czekała,
wiedziała, że ma przyjść, żeby razem udali się do Scorpa. Po chwili drzwi się
otworzyły.
-Hej Al – dziewczyna obdarzyła go promiennym
uśmiechem, zapraszając do środka. – Sieć Fiuu, tak?
-Najlepiej – przytaknął. – Nie ma nikogo? – zapytał
zdziwiony. Zazwyczaj na święta domy były pełne ludzi.
-Mój brat siedzi na górze, tata w pracy a mama u
cioci na herbatce – odparła. – To jaki to adres?
-Powiedz po prostu „Dwór państwa Malfoy”. Ten dom
jest nienanoszalny, więc na próżno myśleć o jakimkolwiek adresie. Idziesz
pierwsza?
Mary weszła do kominka, biorąc garść proszku Fiuu, po
czym zniknęła w kłębach dymu. Albus rozejrzał się po salonie państwa Mollify.
Utrzymany był w ciepłych, słonecznych kolorach. Przy kominku stał wysoki, stary
zegar, bijący o pełnej godzinie, a przy przeciwległej ścianie znajdowała się
błękitna kanapa. Pomieszczenie było urządzone przytulnie, bez przepychu, a
jednak miało w sobie jakąś specyficzną atmosferę, dzięki której aż chciało się
w nim przebywać. Na półkach meblościanki poustawiane były ramki ze zdjęciami.
Chłopak nie mógł przezwyciężyć ciekawości, więc podszedł bliżej, by się im
przyjrzeć. Na większości znajdowała się Mary wraz ze swoim bratem, którego
wprawdzie nie znał, ale widział na peronie. Ujął go widok sześciolatki,
rozpromienionej identycznie, jak przed chwilą, gdy się z nim witała. Uśmiechnął
się do siebie, słysząc ciężkie kroki na schodach.
Szybko wszedł do kominka, już po chwili znikając w
kłębach dymu. Nie lubił przemieszczać się za pomocą sieci Fiuu, może nie tyle
za sprawą wirowania, co smoły z komina. Gdy poczuł grunt pod stopami,
rozkaszlał się, oczyszczając płuca z pyłu.
-Już dobrze? – doszedł do niego głos Mary. – Długo
cię nie było. Już się bałam, że źle wylądowałam.
-Dobrze, dobrze – mruknął.
Stali przed kominkiem, jednak nie w domu. U Malfoy’ów
kominek podłączony do Fiuu znajdował się przed bramą, by nieproszeni goście nie
mogli wtargnąć im do mieszkania, w którym jest za pewne wiele do skradzenia.
-Jeśli jesteśmy zaproszeni, to powinniśmy przejść
przez bramę jak przez powietrze – poinformował dziewczynę młody Potter. Tak też
się stało, przeszli zupełnie, jakby brama była jedynie hologramem.
-Rany, ale tu cudnie – mruknęła Mary.
Faktycznie, można było uznać tę posiadłość za cudną.
Wielki, pięknie zdobiony dwór okalały ogromne połacie ogrodów z przeróżnymi
ścieżkami i fontannami. Była zima, więc jedyny element dekoracyjny stanowiły
drzewa iglaste i krzewy, jednak nawet teraz dało się odczuć przepych i piękno
tego miejsca. Już mieli zastukać do drzwi za pomocą mosiężnej kołatki, gdy
otworzył im stary lokaj.
-Panicz Scorpius państwa oczekuje – poinformował ich
i wpuścił do środka, ignorując rozbawione spojrzenie posłane przez Mary w
stronę Albusa.
-Cześć wam! – zawołał nadbiegający w ich stronę
Scorp. – Dzięki, Teodorze – tymi słowami odprawił lokaja. – Abbie już jest,
robiliśmy właśnie zakłady, o ile się spóźnicie.
-Bylibyśmy wcześniej, gdybym nie musiała jak idiotka
czekać przed bramą, aż Albus łaskawie skorzysta z kominka – wyjaśniła
żartobliwie Mary, odwieszając płaszczyk na wieszak
-Przyjaciele Scorpiusa, tak? – w tej chwili przed ich
oczyma jakby zmaterializowała się drobna blondynka w średnim wieku, pewnie mama
ślizgona.
-Tak, dzień dobry pani – uśmiechnęła się Mary, a Al
jej zawtórował i oboje podali ręce kobiecie.
-Zapewne młody Potter i puchonka?
-Można tak to nazwać – mruknął Albus, trochę bardziej
zirytowany szufladkowaniem Mary niż siebie. Ale nic, w końcu to Malfoy’owie.
-Zawołam zaraz Dracona, pewnie będzie chciał z tobą
porozmawiać, Potterze – powiedziała i już miała odejść, gdy Scorpius sprytnie
wybił jej to z głowy, mówiąc, że mają mało czasu. Poprowadził ich na górę, do
swojego pokoju, gdzie czekała już Abbie, rozwalona na łóżku.
-Abbs! – Mary rzuciła się jej w ramiona, a chłopcy
przewrócili oczyma, po czym ze złośliwymi uśmiechami uznali, ze wezmą z nich
przykład.
-Scorpiusku!
-Aluś!
W zwolnionym tempie podbiegli do siebie, uwieszając
się sobie nawzajem na szyi. Oczywiście potem wylądowali na ziemi, tarmosząc się
jak w bójce.
-Nawet się porządnie przytulić nie potrafią –
prychnęła Abbie, na co Scoprius mruknął coś w stylu „Jeszcze dziesięć minut
temu nie narzekałaś”, przez co musiał wykonać szybki unik przed pięścią
blondynki.
-Nie kłócić mi się tu – przerwała Mary. – Jeśli mogę
coś zaproponować, to dajmy sobie prezenty.
-Materialistka – mruknął żartobliwie Albus, przez co
teraz on musiał wykonywać unik.
-Ale ja ją popieram, bo mam coś ekstra – powiedział
Scorpius, po czym usiedli w kółku na jego wielkim łóżku i poustawiali prezenty
przed osobami, dla których były przeznaczone.
-Malfoy zabiję cię kiedyś – skwitował Albus,
zaglądając do swojej torebki z prezentem, która była również ręcznie robiona, a
napis zrobiony za pomocą kredek świecowych głosił: „Dla największego dupka
świata – Scorpius M.” Widać było jednak po Al’u, że jest rozbawiony otrzymanym
prezentem. Po chwili to już w ogóle wybuchł śmiechem, a Malfoy dumnie wypiął
pierś.
-Co on ci dał? – zapytała ciekawa Mary, po czym
sięgnęła do torebki, wyciągając z niej bardzo realistycznego penisa z masy
solnej. – No w sumie, może się kiedyś przydać…
Teraz już cała czwórka zwijała się ze śmiechu. Gdy
się uspokoili, Abbie odkryła, że Mary zrobiła jej komplet ślicznej biżuterii, a
Scorpius dostał od swojej dziewczyny jakąś pluszowa zjawę, wyglądająco jak nie
wiadomo co.
-Wow, Abbie, dostałem pluszaczka – udał zachwyt. –
Dziękuję ci, to najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem.
Mrożące krew w żyłach spojrzenie Abbie od razu go
uciszyło. W między czasie Mary rozpakowała swój prezent. Zaskoczona ujrzała
ciepły, miękki wełniany komin w kolorze wanilii.
-Albus, robisz na drutach? – uśmiechnęła się do chłopaka,
na co ten z dumą odparł:
-No, już ze dwa dni – uśmiechnął się. – Od Wigilii
cały wolny czas poświęcałem na naukę tego fachu.
-Nasz Potter to już rasowa dewotka jest: na drutach
robi, do kościółka do drugi dzień łazi, za niedługo zainwestuje w berecik z
moheru… - nie mógł się powstrzymać Mafloy.
-Wiesz Scorp, większość ludzi chodzi w święta do
kościoła. To taka tradycja – ton Albusa był taki, jakby mówił do skończonego
idioty, który nic nie rozumie.
-Ja nie chodzę, po co niby?
-No tak, zapomniałem, że ty nie odczuwasz żadnych
duchowych potrzeb – odparł z lekkością Albus.
-Nie kłócić mi się tu – przerwała im Abbie. – Scorp,
słyszałam, że podobno masz dla nas coś fajnego z okazji świąt – przytuliła się
do chłopaka, który wywrócił oczami.
-No dobra niech wam będzie.
Otworzył szufladę pod łóżkiem, z której z pośród
stert majtek i skarpetek wyciągnął kilka jonitów, które udało mu się załatwić.