Nie wiem, kiedy pojawi się następny, bo w środę wyjeżdżam i wrócę dopiero w sierpniu. Ale mam nadzieję, że przez ten czas dam radę uzbroić się w wenę :) Tak więc jak na razie zapraszam do czytania rozdziału 24 :))
_______________________________
Scorpius drżał z
niepokoju. Musiał jak najszybciej zobaczyć się z Abbie. Wychodząc z
dormitorium, założył jeszcze w miarę czystą koszulkę i zbiegł po schodach.
Rozejrzał się, lecz nie było jej w Pokoju Wspólnym. Jak dobrze, że w
Slytherinie można bez przeszkód wchodzić do dormitoriów dziewczyn, pomyślał i
najszybciej jak umiał, wszedł po schodach aż na 5 piętro. Napis na drzwiach
głosił: „Dziewczęta, rok 6”. Zapukał, a kiedy usłyszał ciche „Proszę”, otworzył
drzwi, wchodząc do środka.
W środku była jedynie Abbie, siedząca na łóżku i
odrabiająca jakieś zadanie domowe. Słyszał szum wody z łazienki, lecz ktokolwiek
brał prysznic, nie dałby rady usłyszeć tej rozmowy. W środku było dużo czyściej
niż u nich, a nawet nie walały się skarpetki po parapetach. Za to wszędzie było
widać jakieś kosmetyki, szczotki i ciuchy.
-Abbie – powiedział, siadając przy dziewczynie. –
Albus powiedział, że powinienem z tobą pogadać. O co chodzi?
Ta
spojrzała na niego z łzami szklącymi się w błękitnych oczach. Odgarnęła kosmyk
blond włosów za ucho. Żałowała, że nie dała rady mu o tym powiedzieć zaraz jak
weszła do wieży. Ale teraz wiedziała, że to ten moment. Może i nie właściwy,
ale ostateczny. Teraz już musi. Musi, bo Scorp nie da jej spokoju. A ona nie
chciała nadal w sobie tego dusić. Bała się okropnie, jej chłodne dłonie drżały jak
nigdy. Gdy chłopak to zauważył, ujął je w swoje ciepłe ręce, patrząc natarczywie
w jej oczy. Ta spuściła wzrok. Nie wiedziała, jak ma mu to powiedzieć. Hej,
stary, będziesz ojcem! Nie, to nie wchodziło w rachubę. Przecież to chłopak,
oni potrzebują wolności, szaleństwa, imprez. Perspektywa dziecka może mu nie
odpowiadać. Przynajmniej nie w tym wieku. Była przerażona. Bała się jego
reakcji, reakcji jej rodziny, profesorów. Nie chciała go stracić.
-Och,
Scorp, ja… - urwała, biorąc głęboki oddech. – Jestem w ciąży.
Powiedziała
to tak szybko i cicho, że do chłopaka dotarły te słowa dopiero po chwili. Ta zaniosła się płaczem.
-C-co?
– wydukał. Tak bardzo, bardzo by chciał, żeby go tylko wkręcała. Żeby po chwili
się uśmiechnęła ze słowami „Mam cię, dałeś się nabrać”. Jednak nic takiego się
nie działo. Mówiła poważnie, jak jeszcze nigdy. Scorpius czuł, jakby cały jego
świat, wszystko czym był i czym pragnął być powoli znikało. Jego marzenia i
nadzieje na przyszłość blakły w zastraszającym tempie. Grunt usuwał mu się spod
nóg, a on nie potrafił tego zatrzymać. Co teraz? Jego rodzice będą chcieli jak
najszybszego ślubu, by złagodzić tę hańbę dla dumnego rodu Malfoy’ów. Ojciec
nie załatwi mu posady u Św. Munga, będzie chciał, aby od teraz sam brał za
siebie odpowiedzialność. Zresztą nie tylko za siebie. Chciał jeszcze zobaczyć
kawałek świata, z Abbie w swoich ramionach, jednak teraz wydawało się to
niemożliwe. Czuł narastającą w sobie bezsilność.
-Nie
usunę tego dziecka – powiedziała po chwili blondynka. Jej głos był cichy, lecz
stanowczy.
-Wcale
cię o to nie proszę – odparł, ukrywając twarz w dłoniach, z łokciami opartymi o
kolana. Nie może dać po sobie poznać, jak bardzo jest mu z tym źle. On,
nieodpowiedzialny, zajęty zabawą, zbyt często pijany – głową rodziny? Dobre
sobie. Wiedział jednak, że od tej chwili już nigdy więcej nie będzie dzieckiem.
Nie może. Musi dać radę, musi być oparciem dla Abbie – co do tego nie miał już
żadnych wątpliwości – swojej przyszłej żony. Musi zapewnić jej ochronę, bo wie,
że jej rodzice są jeszcze gorsi niż jego. Jak nic wyrzucą ją z domu, a on jest
od tego, by zapewnić jej spokój i bezpieczeństwo.
Wyprostował
się i ujął jej twarz w dłonie, delikatnie ścierając łzy z jej policzków. Choć w
środku pękał, nie dał tego po sobie poznać.
-Chłopiec
czy dziewczynka? – zapytał, a gdy zobaczył jej zdziwione spojrzenie, dodał: -
No co, w końcu jestem ojcem, co nie? Chciałbym znać płeć swego dziedzica.
-Chłopiec
– powiedziała z lekkim, bladym uśmiechem. – Crux Victor.
-Damy
radę – powiedział z przekonaniem, które jednak było tylko w jego głosie. – Coś
wymyślimy. Nie my pierwsi i nie ostatni, prawda?
-Chyba
tak – mruknęła.
-Jeszcze
jedna sprawa… - Scorp chciał starannie dobrać słowa, jednak wyszło jak zwykle.
Poetą to on nie był, co poradzić. Uklęknął jednak przed nią na jedno kolano,
chwytając za dłonie. – Nie mam pierścionka, ale, no wiesz, coś się załatwi.
Abbie, wyjdź za mnie. Zostań moja żoną – powiedział, patrząc odważnie w jej
oczy. – Twoi rodzice i tak będą tego oczekiwać, a ja nie chcę brać ślubu tylko
dlatego, że oni tak chcą. Bądź ze mną już za zawsze. Na dobre i na złe. Okej? –
po chwili dodał: - Kurwa, ja to nawet oświadczyny potrafię epicko spierdolić.
Dziewczyna
zaczęła się śmiać.
-Jesteś
niemądry.
-Ale
cały twój – wzruszył ramionami. – To jak będzie? Wchodzisz w to?
-Wchodzę – powiedziała, pochyliła się i pocałowała
jego usta.
***
Scorpius nie był zły, że stało się tak, jak stało.
Był za to smutny. Rozgoryczony, bezsilny, zdezorientowany. Stał się też
strasznie drażliwy i Albus musiał teraz bardzo uważać, żeby go nie wyprowadzić
z równowagi. Dowiedział się wręcz, co to znaczy "życie na krawędzi". Ostatnio gdy
wypalił „Jesteś idiotą”, to o mało nie został pobity. Pottera wkurzała ta
sytuacja, bo wiedział najlepiej, co czuje i przeżywa teraz jego przyjaciel.
Oczywiście jakby powiedział to na głos, od razu dostałby Avadą, więc wolał się
z tą jakże upragnioną przez wszystkich wiedzą nie wychylać.
A sam Albus też lekko nie miał. Pomagał w nauce Lily,
która była zagrożona trollem z czterech przedmiotów, sam próbował wyrobić ponad
normę, znosił Jamesa przeszkadzającego mu na każdym kroku, wytykanie w szkole
palcami jako niedoszłego samobójcy, humory panicza Malfoy’a i w końcu szerzącą
się nienawiść w stosunku do jego osoby, gdyż jak ktokolwiek, pchła jakaś czy
karaluch, mógł podnieść rękę na jego świętobliwość Stewarta? No i tu się krąg
zamyka, gdyż Lily, jak to Lily, z chęcią podczas nauki obdarzała go soczystymi
plotkami na jego temat, których miał już powyżej uszu. Próbował się więc uczyć
na tyle solidnie, by nauczyciele nie zwracali uwagi na owe plotki, a James truł
mu dupę, zagadując, czy naprawdę ma wszy złapane od kotki woźnego podczas
analnego stosunku z owym zwierzęciem (a to akurat była plotka najmniej
szkodliwa, na tyle zabawna, że i tak nikt w nią nie uwierzył). I tak dalej, i
tak dalej.
Właśnie wracał z biblioteki, gdy zobaczył Abbie i
Scorpa idących do Wielkiej Sali na kolację. Od paru dni byli nierozłączni. Po
prostu jakby ktoś wziął i przykleił ich do siebie. Wiedział, że Malfoy pewnie
tęskni za spędzaniem czasu ze znajomymi, ale chciał być dla dziewczyny jak najlepszy,
szczególnie teraz. Chciał być dla niej podporą, bezpieczną przystanią, chciał,
by wiedziała, że poczuwa się do odpowiedzialności bycia ojcem i mężem. Tylko Al
nie był pewny, czy tego właśnie pragnęła Abbie. Znał ją od piaskownicy i
wątpił, aby chciała, by Scorp kosztem własnego szczęścia uszczęśliwiał ją. Była
wystarczająco silna i nie lubiła, gdy ktoś poświęcał się dla niej aż tak.
- Scorp, widzę jak się męczysz – powiedziała
dziewczyna, nie zauważając go.
-Ja? Męczyć? No coś ty – chłopak próbował udać
zdziwienie, ale nie wychodziło mu to za dobrze.
-Nie zaprzeczaj Malfoy – wtrącił się Albus, a ci
dezorientowani odwrócili głowy w jego stronę. – Myślisz, że tego nie widać? Chodzisz
rozdrażniony i wkurzasz się o każdą pierdołę. Martwisz się, że starszy nie
załatwi ci roboty i nie będziesz w stanie jej utrzymać.
-Zamknij się – syknął blondyn, ale Potter kontynuował..
-Nie, bo nie chcesz ze mną rozmawiać i wkurzasz się
za dwa słowa na ten temat. Myślisz, że to już koniec, a tak naprawdę teraz dopiero
zaczynasz prawdziwe życie. Jesteś załamany, bo nigdy nie miałeś problemów, bo
cokolwiek chciałeś, to miałeś. Wszystko zawsze było po twojej myśli i nagle,
jak los się odwraca, jesteś zrozpaczony. Boisz się, że sobie nie poradzisz i
chcesz być dla niej jak najlepszy, nie dbając o własne szczęście. Nie uczynisz
jej szczęśliwą, jeśli sam taki nie będziesz – Albus spojrzał w oczy
przyjaciela, dostrzegając, jak cały gotuje się w środku.
-Ty nic nie wiesz – wycedził przez zaciśnięte zęby
Scorpius.
-Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny – zaoponował
brunet. – Zawsze to ty mnie opieprzałeś, gdy zachowywałem się jak kretyn, to
teraz moja kolej. Starasz się robić z siebie Bóg wie jak dojrzałego, podczas
gdy nadal jesteś dzieckiem. Jak każdy z
nas. Wiem, że choć tego nie mówisz, chcesz uciec od tego problemu.
-A ty byś nie chciał?! – krzyknął nagle Scorpius. –
Masz pojęcie, jak to jest, kiedy wszyscy są przeciwko tobie? Kiedy wiesz, że
jak tylko wrócisz do domu, mogą cię z niego wyrzucić? Kiedy wszyscy a dnia na dzień
zaczynają od ciebie wymagać stania się dorosłym, a ty nie potrafisz. Stary, nie
patrz tak na mnie! Staram się, nie widzisz?!
Blondyn niemal miał łzy w oczach.
-Aż za bardzo – powiedziała cicho Abbie, ujmując jego
dłoń. – Al ma rację. Nie dasz nikomu szczęścia, jeśli sam nie będziesz
szczęśliwy. Odpuść sobie trochę.
Chłopak spojrzał w jej oczy. Uśmiechnął się,
przytulając dziewczynę.
-I jak zwykle cudowny Albus Potter wkracza ze swoją
super mocą i ratuje sytuację – skwitował Albus, przez dostało mu się w łeb od
przyjaciela, który jednak tym gestem chciał powiedzieć coś w stylu: „dzięki,
stary, jesteś moim idolem”.