sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 24

Ten rozdział postanowiłam poświęcić Scorpiusowi, by także sobie samej przybliżyć jego postać, bo, szczerze mówiąc, nawet dla mnie ten ślizgon pozostaje jeszcze zagadką.
Nie wiem, kiedy pojawi się następny, bo w środę wyjeżdżam i wrócę dopiero w sierpniu. Ale mam nadzieję, że przez ten czas dam radę uzbroić się w wenę :) Tak więc jak na razie zapraszam do czytania rozdziału 24 :))
_______________________________


            Scorpius drżał z niepokoju. Musiał jak najszybciej zobaczyć się z Abbie. Wychodząc z dormitorium, założył jeszcze w miarę czystą koszulkę i zbiegł po schodach. Rozejrzał się, lecz nie było jej w Pokoju Wspólnym. Jak dobrze, że w Slytherinie można bez przeszkód wchodzić do dormitoriów dziewczyn, pomyślał i najszybciej jak umiał, wszedł po schodach aż na 5 piętro. Napis na drzwiach głosił: „Dziewczęta, rok 6”. Zapukał, a kiedy usłyszał ciche „Proszę”, otworzył drzwi, wchodząc do środka.
                W środku była jedynie Abbie, siedząca na łóżku i odrabiająca jakieś zadanie domowe. Słyszał szum wody z łazienki, lecz ktokolwiek brał prysznic, nie dałby rady usłyszeć tej rozmowy. W środku było dużo czyściej niż u nich, a nawet nie walały się skarpetki po parapetach. Za to wszędzie było widać jakieś kosmetyki, szczotki i ciuchy.
                -Abbie – powiedział, siadając przy dziewczynie. – Albus powiedział, że powinienem z tobą pogadać. O co chodzi?
Ta spojrzała na niego z łzami szklącymi się w błękitnych oczach. Odgarnęła kosmyk blond włosów za ucho. Żałowała, że nie dała rady mu o tym powiedzieć zaraz jak weszła do wieży. Ale teraz wiedziała, że to ten moment. Może i nie właściwy, ale ostateczny. Teraz już musi. Musi, bo Scorp nie da jej spokoju. A ona nie chciała nadal w sobie tego dusić. Bała się okropnie, jej chłodne dłonie drżały jak nigdy. Gdy chłopak to zauważył, ujął je w swoje ciepłe ręce, patrząc natarczywie w jej oczy. Ta spuściła wzrok. Nie wiedziała, jak ma mu to powiedzieć. Hej, stary, będziesz ojcem! Nie, to nie wchodziło w rachubę. Przecież to chłopak, oni potrzebują wolności, szaleństwa, imprez. Perspektywa dziecka może mu nie odpowiadać. Przynajmniej nie w tym wieku. Była przerażona. Bała się jego reakcji, reakcji jej rodziny, profesorów. Nie chciała go stracić.
-Och, Scorp, ja… - urwała, biorąc głęboki oddech. – Jestem w ciąży.
Powiedziała to tak szybko i cicho, że do chłopaka dotarły te słowa dopiero po chwili.  Ta zaniosła się płaczem.
-C-co? – wydukał. Tak bardzo, bardzo by chciał, żeby go tylko wkręcała. Żeby po chwili się uśmiechnęła ze słowami „Mam cię, dałeś się nabrać”. Jednak nic takiego się nie działo. Mówiła poważnie, jak jeszcze nigdy. Scorpius czuł, jakby cały jego świat, wszystko czym był i czym pragnął być powoli znikało. Jego marzenia i nadzieje na przyszłość blakły w zastraszającym tempie. Grunt usuwał mu się spod nóg, a on nie potrafił tego zatrzymać. Co teraz? Jego rodzice będą chcieli jak najszybszego ślubu, by złagodzić tę hańbę dla dumnego rodu Malfoy’ów. Ojciec nie załatwi mu posady u Św. Munga, będzie chciał, aby od teraz sam brał za siebie odpowiedzialność. Zresztą nie tylko za siebie. Chciał jeszcze zobaczyć kawałek świata, z Abbie w swoich ramionach, jednak teraz wydawało się to niemożliwe. Czuł narastającą w sobie bezsilność.
-Nie usunę tego dziecka – powiedziała po chwili blondynka. Jej głos był cichy, lecz stanowczy.
-Wcale cię o to nie proszę – odparł, ukrywając twarz w dłoniach, z łokciami opartymi o kolana. Nie może dać po sobie poznać, jak bardzo jest mu z tym źle. On, nieodpowiedzialny, zajęty zabawą, zbyt często pijany – głową rodziny? Dobre sobie. Wiedział jednak, że od tej chwili już nigdy więcej nie będzie dzieckiem. Nie może. Musi dać radę, musi być oparciem dla Abbie – co do tego nie miał już żadnych wątpliwości – swojej przyszłej żony. Musi zapewnić jej ochronę, bo wie, że jej rodzice są jeszcze gorsi niż jego. Jak nic wyrzucą ją z domu, a on jest od tego, by zapewnić jej spokój i bezpieczeństwo.
Wyprostował się i ujął jej twarz w dłonie, delikatnie ścierając łzy z jej policzków. Choć w środku pękał, nie dał tego po sobie poznać.
-Chłopiec czy dziewczynka? – zapytał, a gdy zobaczył jej zdziwione spojrzenie, dodał: - No co, w końcu jestem ojcem, co nie? Chciałbym znać płeć swego dziedzica.
-Chłopiec – powiedziała z lekkim, bladym uśmiechem. – Crux Victor.
-Damy radę – powiedział z przekonaniem, które jednak było tylko w jego głosie. – Coś wymyślimy. Nie my pierwsi i nie ostatni, prawda?
-Chyba tak – mruknęła.
-Jeszcze jedna sprawa… - Scorp chciał starannie dobrać słowa, jednak wyszło jak zwykle. Poetą to on nie był, co poradzić. Uklęknął jednak przed nią na jedno kolano, chwytając za dłonie. – Nie mam pierścionka, ale, no wiesz, coś się załatwi. Abbie, wyjdź za mnie. Zostań moja żoną – powiedział, patrząc odważnie w jej oczy. – Twoi rodzice i tak będą tego oczekiwać, a ja nie chcę brać ślubu tylko dlatego, że oni tak chcą. Bądź ze mną już za zawsze. Na dobre i na złe. Okej? – po chwili dodał: - Kurwa, ja to nawet oświadczyny potrafię epicko spierdolić.
Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Jesteś niemądry.
-Ale cały twój – wzruszył ramionami. – To jak będzie? Wchodzisz w to?
 -Wchodzę – powiedziała, pochyliła się i pocałowała jego usta.

***

                Scorpius nie był zły, że stało się tak, jak stało. Był za to smutny. Rozgoryczony, bezsilny, zdezorientowany. Stał się też strasznie drażliwy i Albus musiał teraz bardzo uważać, żeby go nie wyprowadzić z równowagi. Dowiedział się wręcz, co to znaczy "życie na krawędzi". Ostatnio gdy wypalił „Jesteś idiotą”, to o mało nie został pobity. Pottera wkurzała ta sytuacja, bo wiedział najlepiej, co czuje i przeżywa teraz jego przyjaciel. Oczywiście jakby powiedział to na głos, od razu dostałby Avadą, więc wolał się z tą jakże upragnioną przez wszystkich wiedzą nie wychylać.
                A sam Albus też lekko nie miał. Pomagał w nauce Lily, która była zagrożona trollem z czterech przedmiotów, sam próbował wyrobić ponad normę, znosił Jamesa przeszkadzającego mu na każdym kroku, wytykanie w szkole palcami jako niedoszłego samobójcy, humory panicza Malfoy’a i w końcu szerzącą się nienawiść w stosunku do jego osoby, gdyż jak ktokolwiek, pchła jakaś czy karaluch, mógł podnieść rękę na jego świętobliwość Stewarta? No i tu się krąg zamyka, gdyż Lily, jak to Lily, z chęcią podczas nauki obdarzała go soczystymi plotkami na jego temat, których miał już powyżej uszu. Próbował się więc uczyć na tyle solidnie, by nauczyciele nie zwracali uwagi na owe plotki, a James truł mu dupę, zagadując, czy naprawdę ma wszy złapane od kotki woźnego podczas analnego stosunku z owym zwierzęciem (a to akurat była plotka najmniej szkodliwa, na tyle zabawna, że i tak nikt w nią nie uwierzył). I tak dalej, i tak dalej.

                Właśnie wracał z biblioteki, gdy zobaczył Abbie i Scorpa idących do Wielkiej Sali na kolację. Od paru dni byli nierozłączni. Po prostu jakby ktoś wziął i przykleił ich do siebie. Wiedział, że Malfoy pewnie tęskni za spędzaniem czasu ze znajomymi, ale chciał być dla dziewczyny jak najlepszy, szczególnie teraz. Chciał być dla niej podporą, bezpieczną przystanią, chciał, by wiedziała, że poczuwa się do odpowiedzialności bycia ojcem i mężem. Tylko Al nie był pewny, czy tego właśnie pragnęła Abbie. Znał ją od piaskownicy i wątpił, aby chciała, by Scorp kosztem własnego szczęścia uszczęśliwiał ją. Była wystarczająco silna i nie lubiła, gdy ktoś poświęcał się dla niej aż tak.
                - Scorp, widzę jak się męczysz – powiedziała dziewczyna, nie zauważając go.
                -Ja? Męczyć? No coś ty – chłopak próbował udać zdziwienie, ale nie wychodziło mu to za dobrze.
                -Nie zaprzeczaj Malfoy – wtrącił się Albus, a ci dezorientowani odwrócili głowy w jego stronę. – Myślisz, że tego nie widać? Chodzisz rozdrażniony i wkurzasz się o każdą pierdołę. Martwisz się, że starszy nie załatwi ci roboty i nie będziesz w stanie jej utrzymać.
                -Zamknij się – syknął blondyn, ale Potter kontynuował..
                -Nie, bo nie chcesz ze mną rozmawiać i wkurzasz się za dwa słowa na ten temat. Myślisz, że to już koniec, a tak naprawdę teraz dopiero zaczynasz prawdziwe życie. Jesteś załamany, bo nigdy nie miałeś problemów, bo cokolwiek chciałeś, to miałeś. Wszystko zawsze było po twojej myśli i nagle, jak los się odwraca, jesteś zrozpaczony. Boisz się, że sobie nie poradzisz i chcesz być dla niej jak najlepszy, nie dbając o własne szczęście. Nie uczynisz jej szczęśliwą, jeśli sam taki nie będziesz – Albus spojrzał w oczy przyjaciela, dostrzegając, jak cały gotuje się w środku.
                -Ty nic nie wiesz – wycedził przez zaciśnięte zęby Scorpius.
                -Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny – zaoponował brunet. – Zawsze to ty mnie opieprzałeś, gdy zachowywałem się jak kretyn, to teraz moja kolej. Starasz się robić z siebie Bóg wie jak dojrzałego, podczas gdy  nadal jesteś dzieckiem. Jak każdy z nas. Wiem, że choć tego nie mówisz, chcesz uciec od tego problemu.
                -A ty byś nie chciał?! – krzyknął nagle Scorpius. – Masz pojęcie, jak to jest, kiedy wszyscy są przeciwko tobie? Kiedy wiesz, że jak tylko wrócisz do domu, mogą cię z niego wyrzucić? Kiedy wszyscy a dnia na dzień zaczynają od ciebie wymagać stania się dorosłym, a ty nie potrafisz. Stary, nie patrz tak na mnie! Staram się, nie widzisz?!
                Blondyn niemal miał łzy w oczach.
                -Aż za bardzo – powiedziała cicho Abbie, ujmując jego dłoń. – Al ma rację. Nie dasz nikomu szczęścia, jeśli sam nie będziesz szczęśliwy. Odpuść sobie trochę.
                Chłopak spojrzał w jej oczy. Uśmiechnął się, przytulając dziewczynę.
                -I jak zwykle cudowny Albus Potter wkracza ze swoją super mocą i ratuje sytuację – skwitował Albus, przez dostało mu się w łeb od przyjaciela, który jednak tym gestem chciał powiedzieć coś w stylu: „dzięki, stary, jesteś moim idolem”.