Pierwsze w tym roku szkolnym wyjście do Hogsmeade
zapowiadało się dla Albusa wręcz idealnie. Idealnie, perfekcyjnie, znakomicie,
wspaniale, wyśmienicie, magicznie... I w tym właśnie momencie pan A. Potter
zdał sobie sprawę z niskiego poziomu swojej elokwencji. Powinien potrafić
wymyśleć więcej przymiotników opisujących jak dobre coś jest.
-Potter, co tam mamroczesz? – zapytał irytującym
tonem Scorp, obficie rozpylając dezodorant na swoim ubraniu. Obficie, suto,
bogato... Jest beznadziejny.
-A nic, nie zrozumiesz – mruknął trochę zawstydzony
brunet, zdając sobie sprawę, że mamrotał. Nie byle co, oczywiście, tylko
przymiotniki. Epitety, można by rzec. Założył bluzę i spryskał się perfumą o
zapachu potu samego Apollina, jeśliby wierzyć ulotce.
-Gotowi, chłopcy? – drzwi do ich dormitorium się
otwarły i do środka seksownym krokiem w butach na obcasach i czerwonej sukience
weszła Abbie.
-Malfoy zawrzyj mordę, gdyż czuję się zdegustowany
widokiem twojej jamy ustnej – przechodząc Al popchnął Scorpa, któremu dosłownie
i w przenośni opadła szczęka na widok blondynki.
Trójka ślizgonów zeszła do Sali Wejściowej, gdzie
czekała na nich Mary. Nagle dzień Albusa stał się również uroczy, słodki,
cudowny, śliczny, kochany. Podchodząc do niej, Scorpius sprzedał Albusowi
kuksańca w bok. Okej, właściwie to go popchnął, aż Potter poleciał na ścianę.
-Potter zawrzyj mordę, gdyż czuję się zdegustowany
widokiem twojej jamy ustnej – syknął blondyn z uśmiechem, który w/w Potter mimowolnie
odwzajemnił.
Oczywiście jak na rasowego dżentelmena przystało,
Albus przywitał się kurtuazyjnie z dziewczyną („Siemka Marys”) i stanął blisko
niej, nie mogąc zignorować brązowych rurek opinających jej uda i zapachu
zielonego jabłuszka. Która dziewczyna w tych czasach perfumuje się zielonym
jabłuszkiem? Dużo bardziej popularna była seria zapachów PlayWizz z króliczkiem
w tiarze na flakoniku, którą prócz setek czarodziejek ukochała sobie również
Abbie. No ale zielone jabłuszko? Urocze.
Mary jeszcze nigdy nie była w Hogsmeade, co pozwoliło
Albusowi pokazać jej ważniejsze sklepy, kawiarnie i uliczki. Miodowe Królestwo
biło na głowę wszystkie oprócz sklepu miotlarskiego, do którego poszli z powodu
Scorpa. Najnowsza Torpeda 330 okazała się „świetnie wyprofilowaną miotłą”, w
dodatku bardzo wytrzymałą i najszybszą, jaka dotąd powstała, a przy tym zwrotną
i czułą na skręty oraz hamowanie. Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo się tam
Albusowi nudziło. Scorpius postanowił jednak już tego samego dnia napisać do
ojca, co chciałby dostać na gwiazdkę.
Gry wreszcie wyszli z tego przeklętego sklepu, ku
rozczarowaniu Malfoya natknęli się na samotną Katie, którą Abbie od razu
przekonała, by powłóczyła się z nimi. W ten sposób szli bez celu, przysłuchując
się przesłodkim pogaduszkom blondyna z krukonką.
-Jesteś zsyntetyzowaną kompilacją wszystkich cech,
które uważam za pojebane…. Malfoy?... Ogłuchłeś do jasnej cholery?!
-Nie jestem głuchy, po prostu cię ignoruję – odparł
chłopak bezbarwnym głosem, a w Katie zawrzała krew. Od kiedy to szanowny pan M.
jest tak cudownie opanowany, co?
Po chwili przyjaciele stanęli przed kawałkiem zniszczonej
siatki, przez którą bez problemu można by się przedrzeć, ot choćby tą wielką
dziurą po prawej.
-Wbijamy? – zapytał Albus, wskazując głową na budynek
za „ogrodzeniem”.
-Do Wrzeszczącej Chaty? Masz pojęcie, że to
najczęściej nawiedzany przez duchy dom w Wielkiej Brytanii? – Abbie spojrzała
na niego karcąco.
-Błagam cię, tam nie ma żadnych duchów – mruknął
Scorp.
-Oh, na serio chcecie tam iść, co? – mówiąc to widać
było, że już się poddała, więc zaczęli przedzierać się przez siatkę, co trudne
nie było.
-Abbs, daj spokój, jedyne zagrożenie dla ciebie to
Scorpius chcący zgwałcić się w pobliskich zaroślach – powiedziała jakby od
niechcenia Katie, a blondynka się zarumieniła. – Albo ja mogę was zgwałcić –
Kat odwróciła się do grupy z figlarnym uśmieszkiem.
-Ooo nie, nie mam zamiaru być w pobliżu tej
nimfomanki, spadam stąd – obwieścił Scorp, ale Albus popchnął go w stronę domu.
Mary wlokła się na końcu, współczując Abbie idącej na
obcasach. Właściwie to niezbyt zależało jej na pójściu do jakiegoś rzekomo
nawiedzonego domu. Wolałaby iść zwyczajnie na piwo kremowe i pogadać. Poza tym
robiło się zimno.
Albus otwarł drzwi i wpuścił wszystkich do środka.
-Prawdziwy śmietnik – skwitował Scorp, rozglądając
się do wnętrzu chaty.
Było tam parę zniszczonych prowizorycznych mebli, ściany
były odrapane, przedmioty poprzewracane. Ruszyli schodami w górę zaniedbanego
domu, a Abbie przetransmutowała swoje buty w obuwie sportowe.
-Ten dom wrzeszczy, ale o pomstę do nieba – mruknęła
blondynka. – Mógłby się ktoś tym zająć.
-Jak ma o to ktokolwiek zadbać, jak wszyscy boją się
duchów?
-Błagam was, tu nie ma żadnych duchów – powiedział
Albus. – Kiedyś rozpuścili plotki o tych duchach, żeby nikt się tutaj nie
zbliżał, bo ojciec mojego kumpla Ted’a był wilkołakiem i się tu przemieniał.
Tak myślę.
Potter spróbował policzyć, ile razy słyszał tę
historię od rodziców, wujka Rona, rodziców, Ted’a, rodziców, dziadków,
rodziców… Gdyby na OWTMach spytali go o historię współczesną, dostałby wybitny.
W końcu uczy się o tym od samego źródła.
Na piętrze Scorpius usiadł na rozwalonym łóżku i
zapalił papierosa od różdżki. Zaciągnął się i już miał podać Albusowi, kiedy
Katie mu go wyrwała i używając swego wyjątkowego talentu wypaliła fajkę zanim
Scorp się zorientował.
-Zamorduję cię kiedyś – oświadczył, spoglądając na
nią niczym rozzłoszczony wombat.
-Uwaga, Malfoy robi się niebezpieczny jak Rosomak dla
Talibów w Afganistanie! No co się tak patrzycie? – zapytała Katie, widząc
zdziwione spojrzenia znajomych. – Nie oglądacie mugolskich wiadomości?
-Coś nam umyka ten aspekt życia – odparła Mary,
obejmując się ramionami.
Katie pochodziła z mugolskiej rodziny, więc bardziej
niż oni interesowała się nie-magicznym światem. Niby ojciec Mary był mugolem,
ale dziewczyna nie miała pojęcia o ich polityce. Ba, niewiele wiedziała również
o polityce wśród czarodziejów.
-Ej Marys, zimno ci? Chcesz moją bluzę? – zapytał
cicho Albus, gdy wychodzili w ogólnej wrzawie.
-Nie, dzięki – uśmiechnęła się ciepło. To bardzo miłe
z jego strony, ale nie chciała chłopaka wykorzystywać.
-No weź, widzę, że aż cała drżysz – Potter wywrócił
oczami. Sytuacja ta nie była niezręczna, można by nawet uznać, ze w pewien
sposób naturalna.
-Nie dzięki – powtórzyła, oblewając się rumieńcem.
-Kurwa jak ci proponuję bluzę, to masz ją wziąć, co
ty romansów nie czytasz?! – powiedział głośniej, udając zdenerwowanego, a
dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Dobra, niech ci już będzie – wzięła od niego
zadziwiająco ciepłą bluzę, a ubierając ją poczuła obłędny zapach męskich
perfum. Chłopak rozpromienił się i naszła go chęć na (w jego mniemaniu) słodkie
postraszenie biednej Mary.
-Wiesz, że gdy jest pełnia podobno odzywa się tu duch
zmarłego wilkołaka? Wyje przed godzinę, a potem zabija każdego, kto zbliży się
do domu. Słyszałem, że na widok ciała ofiary można umrzeć z przerażenia… - dostał od dziewczyny kuksańca w bok.
-Al, przestań – mruknęła, nie lubiąc, gdy ktoś ją
straszy. Albus jednak był w pewien sposób uprzywilejowany.
-Przypominam, że dziś przypada pełnia – napomknął
idący za nimi Scorpius.
-Ale dopiero w nocy – zaoponowała Mary. – A zresztą
chodźcie już do tych Trzech Mioteł na piwo kremowe.
-Mam pomysł – orzekła Katie, siedząc przy stoliku i
zlizując wąsa z piany. – Zróbmy imprezę, co? Na Halloween. Kto jest za?
-W sumie całkiem niezły pomysł – zgodziła się Abbie.
– To co, ja zajmuje się spraszaniem ludzi, Katie, masz zmysł artystyczny,
wzięłabyś na siebie dekorację?
-Jasne. Wypożyczymy sobie na cele przyjęcia Pokój
Życzeń.
-Skombinuję jedzenie – zaproponowała Mary.
-To my z Potterem bierzemy na siebie sprawy
najważniejsze a mianowicie…
-…Ognista, seks i eliksiry, wiemy, Malfoy –
wyszczerzył się Albus.