No, po tygodniu wklejam rozdział nr 2 ;) Dedykacja dla Anayame, bez której by tego nie było.
Życzę miłego czytania :*
Rozdział 2
-LILY LUNO POTTER! NATYCHMIAST NA DÓŁ! – krzyk Ginny Potter niósł się po Dolinie Godryka jak ożywczy powiew porannego wiatru. Potter/WesleyFamily S.A. właśnie pakowała się z kuframi do starego samochodu głowy rodziny, zacnego Harry’ego Potter’a. Oczywiście, nie byliby sobą, gdyby wszystko poszło dobrze. Najmłodsza pociecha Potterów, Lily, nadal była w łazience i poprawiała makijaż.
Albus od dawna już siedział w Fordzie ojca, jak debil czekając na resztę rodziny. Czy tylko on zawsze jest gotowy na czas? Widocznie.
Po dziesięciu minutach jednak cała rodzina dała radę załadować się do auta i ruszyli, ścigani przez mugolskie klaksony. Harry dosyć przekroczył dozwoloną prędkość, nie chcąc spóźnić się na pociąg. Musiałby potem sam odwozić dzieci do szkoły, a na to miał średnią ochotę. Jakoś jednak dożyli końca podróży i szybko wyskoczyli z samochodu, wyrzucając ojcu próbę masowego mordu. Na peronie Harry uznał, że muszą się przecież rodzinnie pożegnać, na co James westchnął ciężko, a Lily przewróciła oczami.
-No, dzieci – powiedział z uśmiechem. – Życzę wam owocnej nauki!
-Dzięki tato…
-Nie zapomnijcie pisać! Koniecznie!
-Dobrze mamo…
-Właśnie! James, bądź łaskaw nie olewać mnie aż tak ewidentnie, rób to dyskretniej, to może nie zauważę – zwrócił mu uwagę ojciec, więc James odwrócił się przodem do rodziny, przestając udawać, że ich nie zna. – Lily, na miłość boską, nie maluj się tak (bo wyglądasz jak kurwa na wiosnę – dodał w myślach Albus), masz dopiero czternaście lat!
-JUŻ czternaście lat! Hallo, zamierzam w tym roku stracić dziewictwo! – dziewczyna pomachała ojcu ręką przed oczami.
Reakcja? Harry’emu opadła kopara i wytrzeszczył oczy, jednak po chwili się uspokoił, biorąc to za żart. Ginny za to wydała z siebie westchnienie w stylu „Dzieci dziś tak szybko dorastają…”. Teraz zostało jaśnie wielmożnej głowie rodziny zwrócenie uwagi tylko swojemu średniemu dziecięciu.
-Albus, miej na nich oko, niech nie robią głupstw – parsknięcie Jamesa. – No i to, że jesteś najpoważniejszy nie zmienia faktu, że…
-Tato, nie obraź się, ale daj sobie spokój. Nie zacznę grać w quidditcha – uprzedził słowa Harry’ego. – No, zaraz odjeżdżamy, to pa!
Teraz to rodzeństwo powinno go wielbić na kolanach. Za to, że miał zegarek, oczywiście, no i za dobrą wymówkę do wejścia do pociągu. Niestety, tak się nie stało. Bez najmniejszej oznaki wdzięczności (!) dzieci pożegnały się z rodzicami i poszły do pociągu, każde w swoją stronę. Albus pokierował się do przedziału dla prefektów, gdyż od tego roku miał pełnić ową funkcję w Slytherinie. Po drodze przywitał się ze Scorpiusem, który usiadł w przedziale razem z ich kumplami z dormitorium, nie mogąc znaleźć Abbie.
Potter przywitał się z pozostałymi prefektami oraz wyjątkowo nadętym prefektem naczelnym Jim’em Jelyem (siódmy rok, Ravenclaw). Jely zagadał go o transmutację, więc tak oto czekając na swoją kolej obchodu zamiast czytać fascynującą „Krainę Don” z przyzwoitości rozmawiał z tym bufonem.
***
Pewna wysoka blondynka szukała właśnie swoich przyjaciół, gdy w jednym z przedziałów zobaczyła dziewczynę, której nigdy wcześniej nie widziała. Ona, Abbie Merigold, ma kogoś nie znać? Po jej trupie! W całej swej krasie odsunęła drzwi do przedziału i uśmiechnęła się do nowej.
-Cześć, jestem Abbie Merigold, mogę się przysiąść?
-Jasne – dziewczyna oddała uśmiech. Miała jasne niebieskie oczy i kasztanowe loki do połowy pleców. Wyglądała na całkiem miłą. – Jestem Mary Mollify, „nówka”.
-Wiedziałam! –Abbie zajęła miejsce naprzeciwko niej, kładąc wcześniej bagaż na półkę. - Który rok? Pity? Czwarty?
-Yhm, szósty – speszyła się trochę Mary. – Tak, wiem, wyglądam młodziej. Ale za to dłużej pozostanę piękną – wywróciła oczami, wypowiadając znany tekst swojej mamy. – A ty? Który rok?
-Też szósty, Slytherin. Wiesz w jakim domu będziesz? Co z przydziałem?
-Żeby nie przeszkadzać pierwszakom w wakacje zostałam przydzielona do Hufflepuffu. Mam nadzieję, że nasze domy się lubią, bo słyszałam o jakiś sporach.
-Nie ma sprawy, teraz granice między domami się trochę poprzecierały. Ja na przykład koleguję się ze wszystkimi. No wiesz, jestem popularna – powiedziała żartobliwie. – A skąd jesteś? No i czemu ta zmiana szkoły?
-Mój ojciec jest mugolskim bankierem, wcześniej mieszkaliśmy w Irlandii i chodziłam do tamtejszej szkoły, ale z powodu jego pracy musieliśmy się przeprowadzić.
Całkiem fajnie im się rozmawiało, zważając na fakt, że znały się od jakiś… czterech minut, nie więcej? Ani się obejrzały, a już trzeba było przebierać się w mundurki i wysiadać z pociągu. Idąc w stronę powozów Abbie nie zamykały się usta.
-Zobaczysz, poznam cię ze wszystkimi! Super! O, patrz! Tam są Scorpius i Albus z naszego roku, też ze Slytherinu, zawsze mnie szukają po wyjściu z pociągu. Oni są ekstra, moi dwaj najlepsi kumple! Scorp, Al!
Albus usłyszał znajome wołanie i odwrócił się w stronę, z której dochodziło. W jednej chwili cały zesztywniał.
-O kurwa.
Scorpius wybuchnął śmiechem, a po chwili doszła do nich Abbie razem z tą dziewczyną z księgarni. Czuł, że strasznie nachalnie się na nią gapi, ale znów uderzyło go to… właściwie co? Ona, po prostu. Abbie coś mówiła, że jechała razem z nią w przedziale, że jest nowa, że z ich roku, że Hufflepuff, że Mary Mollify, że on to Albus, że Scorp to Scorp. Uśmiechnął się do niej bezwiednie, wypowiadając krótkie „Hej”. Scorp nadal pokładał się ze śmiechu.
-Malfoy stul pysk, albowiem będę niepocieszony – wycedził w jego stronę Al, gdy wchodzili do powozu. Oczywiście podczas jazdy Abbie i Scorp uśmiechali się do siebie słodziuchno, a mu było głupio nawet spojrzeć na Mary. A z bliska była jeszcze ładniejsza. Widać było jej piegi na nosie, różany kolor ust i głębokie, jasne niebieskie oczy.
-Ma być w tym roku nowy belfer od eliksirów, nie? – zagadnął Scorp, po czym nie byłby przecież sobą, gdyby na tym zakończył. – Hej Albus, może każe nam warzyć amortencję.
-Na pewno tobie wyjdzie najlepiej, stary – uśmiechnął się kwaśno Potter.
-Amortencję? – zapytała blondynka, nie będąca orłem w eliksirach (co w żadnym razie nie było związane z jej kolorem włosów).
-Najsilniejszy znany eliksir miłosny, lecz powoduje on raczej silne zadurzenie lub obsesję niż miłość. Dla każdego wydziela zapach tego, co najbardziej lubisz – wyjaśniła Mary, po czym spostrzegła na sobie zdziwione spojrzenia reszty grupy. – No co? Lubię eliksiry.
-Ja tam wolę OPCM – oznajmiła Abbie trochę jakby rozmarzonym głosem.
-Chyba nauczyciela od OPCM – parsknął Scorpius. – A właśnie, Al, ile w tym roku masz przedmiotów rozszerzonych?
-Sześć, a co?
-Jak zwykle maksimum – Malfoy wywrócił oczami.
-Za to ty jak zwykle minimum, co?
-A jak! – uśmiechnął się. – Mówiłem ci: ognista, seks i eliksiry.
***
Na Wielkiej Sali Mary poszła w stronę stołu Puchonów, a Albus, Scorp i Abbie usiedli na swoich miejscach przy stole Slytherinu, czekając na przydział nowych uczniów. Al doskonale zdawał sobie sprawę, że ciągnie go coś do kasztanowowłosej. Może chodziło o jej wygląd, może o to, jak odgarniała włosy, jak odwracała twarz, jak poruszała nadgarstkiem, w jaki sposób mówiła? A może o wszystko razem? Teraz rozmawiała z prefektem Hufflepuffu, który najpewniej tłumaczył jej zasady działania Hogwartu, gdzie jest ich Pokój Wspólny, dormitoria i takie tam.
-W sumie żal mi Mary, że trafiła na te idiotki – Abbie wskazała na dziewczyny, z którymi M. miała dzielić pokój.
-Wiesz, mi po przemyśleniu to pasuje, bo gdyby trafiła do Slytherinu, to Potter zaśliniłby nam cały stół – jak można się domyśleć, słowa te należały do pana S. Malfoy i po nich rozgorzała jedna z częstych „kłótni dla rozrywki” między przyjaciółmi.
-Wiesz, jeśli będzie chciała, żeby ją przenocować, to chętnie ustąpię jej łóżko – zaoferował bezproblemowo Albus.
-Potter, nie znam nikogo, kto myśli o seksie częściej niż ty.
-Malfoy, a ja myślałem, że oglądasz tę osobę codziennie rano w lustrze.
-Ja przynajmniej nie masturbuję się do mugolskich gazet.
-Bo wolisz własne odbicie.