Luty objawił się uczniom Hogwartu w całej swej krasie
– lodzie, roztopach, deszczu, lodzie, roztopach, deszczu. Ponad to błocie i
multum nauki z okazji rozpoczynającego się drugiego semestru.
Albus był szczęśliwy. No, na tyle, na ile może być
szczęśliwy szesnastolatek z huśtawką emocjonalną, wrogiem w postaci jednego z
najpopularniejszych gości w szkole i ludźmi wytykającymi go palcami jako niedoszłego
samobójcę. Ale był szczęśliwy, i to konkretnie. Był z Mary, więc nic więcej już
mu się było potrzebne, mógłby nawet żyć w jaskini i żywić się samymi jagodami,
gdyby ona była przy nim. Miał jednak wrażenie, że chwile, które spędzają sam na
sam są jakby wykradane. Ludzie oczekiwali od nich czego innego niż miłosnego
upojenia. On dużo się uczył, aby poprawić oceny, które gwałtownie spadły mu w
dół przy końcu poprzedniego semestru, a ona trenowała do nadchodzącego meczu.
-Ja kiedyś nie ręczę za siebie! – oznajmiła, wracając
z treningu prosto na kolację, z mokrymi włosami i zaczerwienionymi policzkami.
-Mam mu przypierdolić teraz czy poczekać jeszcze dwa
dni? – zapytał Albus, przez co otrzymał pełne dezaprobaty spojrzenie Mary.
-Wydziera się na mnie, że ledwo się na miotle
trzymam. No przepraszam bardzo, ale jak nie daje mi się skupić, to nic
dziwnego, że robię błędy.
To jasne, że mówiła o swoim byłym, Derecku Stewarcie,
który według Albusa lepiej wyglądałby z nosem o nieco innym kształcie. Przy
każdej nadążającej się okazji albo się na nią darł, albo poniżał przed
wszystkimi. A okazji mu nie brakowało, bo będąc kapitanem drużyny i prefektem
miał nad nią jakąś wątłą, przypuszczalną władzę.
-Daj spokój, jesteś najlepsza w tej szkole, nie
przejmuj się – powiedział Scorp.
-Wiem, ale co ty byś powiedział, gdybyś musiał
podczas gry cały czas wysłuchiwać uwag odnośnie twego stylu jazdy i braku
talentu? Niby wszyscy dobrze wiedzą, że Dereck się mści na mnie za zerwanie i
nawet jakby chciał, nie może wyrzucić mnie z reprezentacji, jeśli chce skończyć
szkołę jako kapitan drużyny, która zwyciężyła puchar quidditcha.
Dzięki niej wygrywali każdy mecz, choć reszta drużyny
była raczej mierna. Na jej osobie opierała się cała taktyka Derecka: próbujcie
nie dać się zmieść z powierzchni ziemi dopóki Mollify nie złapie znicza.
Wkurzał się, jeśli po kilkunastu minutach znicz dalej fruwał sobie beztrosko po
boisku, bo dziewczyna nie potrafiła skupić się na szukaniu go.
-Hej Abbs, dobrze się czujesz? Jakoś blado wyglądasz
– zwróciła uwagę Mary, a blondynka spojrzała na nią zdziwiona.
-Jestem po prostu zmęczona – uśmiechnęła się niemrawo.
– Dzisiejsze OPCM było ponad moje siły.
No jasne, od kiedy Abbie jest ze Scorpem, nauczyciel
niepozornie się na niej mści, wymagając nagle dużo więcej niż od przeciętnej
uczennicy.
-Pójdziemy wieczorem na chwilę na spacer? – szepnął
Albus do ucha Mary. Nie mieli dziś prawie w ogóle okazji do pobycia trochę sam
na sam. Po lekcjach odrabianie prac domowych w bibliotece, potem dla Albusa –
mordercza nauka, a dla Mary – okropny trening. Na razie ukrywali swój związek,
nie chcieli, żeby tak od razu cała szkoła miała o czym plotkować.
-Jest cisza nocna – zauważyła dziewczyna.
-Mam na to sposób – uśmiechnął się.
Pierwszego września, gdy zaczynał swoja pierwszą
klasę, ojciec ofiarował mu pewien prezent, uznając, że Albus jest na tyle
inteligentny, że będzie korzystać z niego mądrze. Tak właśnie wtedy powiedział,
gdy wręczał mu pakunek: „Korzystaj mądrze”. Nie chciał, żeby James się o tym
dowiedział, bo z pewnością użyłby peleryny niewidki ojca do swoich nie
koniecznie heroicznych celów.
Po kolacji mieli pół godziny do ciszy nocnej. Czyli
wystarczająco tyle, by wrócić do dormitoriów, ubrać kurtki i spotkać się w Sali
Wejściowej. Oczywiście Albus był pierwszy, bo przecież to niedopuszczalne, żeby
jakakolwiek dziewczyna wyrobiła się krócej niż w 15 minut. Gdy zobaczył ją
schodzącą ze schodów, uśmiech sam wpełzł na jego twarz.
-No hej – przywitała się, całując go w policzek.
Uwielbiał, gdy to robiła, czuł się wtedy w pewien sposób wyjątkowy, wiedząc, że
z nikim innym nie wita się w ten sposób. – Więc jaki jest ten twój sposób na
ominięcie ciszy nocnej?
-Peleryna niewidka – wyznał z pewnym błyskiem w oku.
Zawsze ekscytowała go sama myśl o jej założeniu, szczególnie, że nie miał
okazji robić tego zbyt często.
-Że jak? – zdziwiła się, widząc, jak Al wyjmuje spod
kurtki płachtę cienkiego, srebrzystego materiału. – O rany, słyszałam o nich.
Są bardzo rzadkie. Skąd ją masz?
-Jest w mojej rodzinie od pokoleń, a ojciec wolał
żebym korzystał z niej ja niż James – wzruszył ramionami. – Za chwilę cisza
nocna. To jak, niewidzialny spacer? – zapytał, po czym oboje nakrył peleryną.
Na błoniach były jeszcze niedobitki uczniów, którzy
wchodzili do zamku na ostatnią chwilę. Nie przejmowali się nimi. Szli, wtuleni
w siebie, szepcząc cicho. W końcu jak ktoś słyszy głosy z nikąd to też nie
dobrze, prawda? Albus wdychał rumiankowy zapach jej włosów i skórę, spryskaną
jak zwykle zielonym jabłuszkiem. Upajał się nią, jej zapachem, dotykiem,
głosem. Peleryna zmuszała ich do bliskiego kontaktu, jednak Al na trzeźwo nie
miał w sobie tyle śmiałości. Nie chciał, by zdradzały to jego skrępowane ruchy,
lecz nie mógł nic na to poradzić. Choć miał dla Mary całe hektolitry miłości,
to nie potrafił jej wyrazić tak, jakby chciał.
-O zgrozo – mruknęła dziewczyna, mocniej ściskając
jego dłoń. Zza zakrętu właśnie wyłoniła się paczka Dereck’a, z panem i władcą
na czele. Przesunęli się trochę dalej, by żaden nie odwrócił wzroku w ich
stronę, zauważając gniecioną trawę.
-Ej stary – zagadnął Jeff. – W ogóle to o co poszło z
Mary?
No jasne, jak zwykle – wyciąganie starych śmieci,
kiedy obgadywana osoba to słyszy. Czy istnieje na to jakieś prawo fizyczne? Na
pewno.
-Z Mollify? – prychnął Stewart. – Puściła się z
Potterem i tyle ją widziałem. Zresztą ona ogółem raczej chętna jest.
W Mary zawrzało. Jakim prawem opowiadał o niej takie
kłamstwa? Albus raptownie się zatrzymał, wbijając w chłopaka wściekły wzrok.
Niestety, nie miał przy sobie różdżki więc żadne wymyślne zaklęcia nie
wchodziły w grę.
-Z Jamesem? – zdziwił się Alan, jeden ze ścigających.
-Albusem – poprawił go Stewart. – To ten zjeb, który
skoczył z zachodniej. Swoją drogą, szkoda, że się wtedy nie zabił. Byłby jeden
problem mniej.
Al nie wytrzymał. Nienawiść do Stewarta już za długo
w nim siedziała, a to była ta kropla, która przepełniła czarę. Wyrwał się z
uścisku Mary i podbiegł do chłopaka, dając mu pięścią w brzuch. Zaskoczony
zgiął się w pół, by Potter mógł idealnie trafić kolanem w brodę. Jednak nie miał co liczyć na odejście, bo gdy
tylko Stewart zorientował się w sytuacji, jego pięść mocno wylądowała na
policzku Al’a. Po chwili już oboje szarpali się na ziemi, nie zważając na
przyglądających się Jeffa i Alana ani na Mary, która zdjęła pelerynę i
podbiegła spanikowana. Już chciała ich rozdzielić, kiedy czyjaś ręka ją
powstrzymała.
-Nie wtrącaj się – powiedział Jeff. – To męskie
porachunki, sami muszą to załatwić.
Nie wiedzieć czemu, posłuchała go, choć ciężko było
jej patrzeć na Albusa okładanego pięściami przez Stewarta. Jednak musiała
przyznać, że wygrywał. W końcu Al usiadł na nim okrakiem, krępując jego dłonie.
Chwycił puchona za koszulkę, podnosząc do góry głowę i część tułowia.
-Nigdy… nie waż się… tak kłamać… jesteś nic nie
wartą… żałosną… szumowiną… Stewart – mówił, raz po raz uderzając głową chłopaka
o ziemię. W końcu wstał, wyrywając się jakby z transu. Spojrzał to zebranych,
zatrzymując wzrok na Mary, jakby przepraszająco.
-Chodźmy już – powiedziała cicho i poprowadziła go w
stronę zamku. Gdy byli już na tyle daleko, by tamci nie mogli ich usłyszeć,
stanęli, a Mary oparła się plecami o mur zamku.
-Przepraszam – powiedział Al, biorąc ją za ręce. –
Byłem jak w amoku. Wiesz, że tego nie chciałam, ale…
-Rozumiem – przerwała mu. – Podobno czasem trzeba
załatwić między sobą pewne sprawy – uśmiechnęła się, patrząc w jego twarz. Krew
z nosa, przecięta warga, podbite oko i już powstający obrzęk na policzku.
-Dzięki – odwzajemnił uśmiech, czując, jak wszystkie
mięśnie twarzy go bolą.
Stali tak jeszcze przez chwilę w milczeniu, trzymając
się za ręce. Żadne z nich nie chciało odezwać się pierwsze, bo, pomimo
wszystko, ta chwila była dla nich. Wszechświat ją dla nich stworzył, musieli ją
wykorzystać.
-To pocałujesz mnie w końcu czy nie? – uśmiechnęła
się dziewczyna niewinnie, rozbawiając go tym.
-Jak sobie panienka życzy – odparł, zbliżając się do
niej.
Dotknął ustami jej ust, muskając je delikatnie. Przesunął
dłonie na jej ramiona, przysuwając się bliżej. Stopienie się warg, jak
zaproszenie do grzechu. Jej kolana zadrżały, więc on przejął na siebie jej
ciężar, obejmując w talii. Pogładziła go po policzku, bardzo delikatnie, by nie
sprawić mu bólu. Ten czuły dotyk jeszcze bardziej rozgrzał jego zmysły. Drugą
ręką przeczesała jego rozczochrane włosy. Jego język dotykał jej warg, obwodząc
ich kontur, drażniąc, by się rozchyliły, aż wreszcie ostrożnie wsuwając się do
środka. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego, choć całowała już innych. Ten
pocałunek rozpalał ją od środka, unosił i tulił, jakby już do snu. Zadrżała, a
jego pożądanie spływało na nią, jego ognisty zapał przyćmiewał wszystko inne.
Albus z trudem zakończył tę podniosłą chwilę.
Wiedział, że jeszcze trochę, a mógłby się nie powstrzymać i zabrnąć zbyt
daleko. Jego krótki, urywany oddech owiewał jej twarz.
-Chodź – szepnęła, próbując zgasić w sobie nowo narodzone
pożądanie. – Mam świetną maść.
Myślałam, że na końcu pójdą gdzieś indziej niż tylko po maść, ale ok :P
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział, wyczuwałam chemię czytając to. Uwielbiam Albusa jest taki fajny - ma wady i zalety i chyba właśnie to czyni go ideałem :D Zdecydowanie moja ulubiona postać męska ze wszystkich opowiadań, które czytam ;)
Jestem dumna Albusa że tak dokopał Stewartowi, należało mu się! Nikt mi Mary krzywdzić nie będzie! I ogólnie ostatnia scena wymiata, wgl całe to opowiadanie wymiata! ;P
OdpowiedzUsuńzgadzam się z rzedmówcami <3 rozdiał śwetny i mogliby wkońcu posłuchać rady Tigera z reklamy xD
OdpowiedzUsuńco tu pisać? z tmi na górze się zgadam, końcówka nie rozwaliła " mam świetną maść"
OdpowiedzUsuń;)
Nadrobiłam, widzisz? Wczoraj wieczorem (tsaa... jakoś tak około północy) skończyłam czytać zaległości, ale już nie miałam siły komentować.
OdpowiedzUsuńTak, tak! Nareszcie Al i Marys razem. No i ten debil Dereck też dostał w mordę XD Czy muszę pisać jak się cieszę? Chyba nie. :P
A ostatnia scena boska :3
Kurde, nie jestem dzisiaj produktywna -.-'' Słonko mnie przegrzało xD
czekam na next.
Pozdrowienia <3 :D