Najsampierw kilka ogłoszeń.
1. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku ;)
2. Założyłam drugiego bloga, takie w sumie wszystko i nic. Zapraszam: www.daybyday-arx.blogspot.com ;)
3. To w sumie na tyle.
4. Miłego czytania ;)
Rozdział 13
Tego wtorkowego ranka w szkole dawała się wyczuć
atmosfera radosnego podniecenia. Oczywiście nie czuli jej wszyscy, jak, dla
przykładu – Albus Potter, śpiący smacznie w skrzydle szpitalnym. Jednak reszta
uczniów rozmawiała podekscytowana o tym, co dziś miało nastąpić, a mianowicie –
poniedziałkowe lekcje OPCMu miał przeprowadzić sam Harry Potter. Korzystając z
okazji, że przyjechał do syna, dyrektorka poprosiła, by opowiedział coś
uczniom. Była święcie przekonana, że nauka od samego źródła jest o wiele
bardziej fascynująca niż nauka z książek. W sumie, to pewnie większość
przyznałaby jej rację.
-Ojciec Albusa przyjeżdża mniej więcej raz do roku i
robi nam takie prelekcje o obronie – wyjaśniła Abbie przy śniadaniu zdziwionej
Mary. – W sumie nawet fajnie to prowadzi, choć wolę profesora Williamsa.
-No ja wiem, że wolisz Williamsa, Abbs – Mary
uśmiechnęła się porozumiewawczo, a Scorpius posłał im nic nie rozumiejące
spojrzenie, które zignorowały.
Po śniadaniu udali się prosto na ową wyczekiwaną
lekcję OPCM. Mary zajęła swoje miejsce w ostatniej ławce przy oknie, siedząc
dziś bez Al’a. Dopiero jutro mieli go wypuścić, a jej bardzo go brakowało, w
szczególności na lekcji obrony.
Gdy do sali wszedł Mark Williams z przesławnym Harry Potterem u boku, dookoła
zapadła pełna wyczekiwania cisza. Nie wzdychanie, jak na początku roku, ani nie
zwyczajne szmery.
-Jak zapewne wiecie, dzisiejszej lekcji nie będę
prowadził ja, lecz pan Harry Potter. Ja jedynie usiądę i posłucham. Chciałbym
więc, żebyście się zachowali, okej? – niektórzy uczniowie spojrzeli na
profesora jak na idiotę, lecz Williams usiadł w najbliższej ławce, pozwalając,
by gość odwalił za niego robotę.
Mary automatycznie porównała Albusa do Harry’ego. Al
miał jego oczy, włosy, podbródek. Był bardzo podobny do swojego ojca, lecz
wyższy i nieco bardziej krępy. Harry Potter omiótł wzrokiem uczniów, zdawałoby
się, że zatrzymując na chwilkę wzrok na Mary.
-Witajcie! – odezwał się z uśmiechem. –Na tegorocznym
spotkaniu nie chcę kolejny raz mówić o tym, jak pokonałem największego
czarnoksiężnika wszechczasów. Macie już po szesnaście lat i musicie wiedzieć,
że czasami trzeba przestać myśleć tylko o sobie, o własnym bezpieczeństwie, a
zacząć myśleć o dobru drugiego człowieka, o większym dobru. Może trudno wam to
teraz zrozumieć, ale… - Mary wcale nie było trudno tego zrozumieć. Pan Potter
mówił całą lekcje i to mówił pięknie. Poruszył serce dziewczyny, nie nawijając o
tym, że mają się uczyć, a o tym, żeby byli dla innych. Dziewczyna miała
wrażenie, że doświadczenie tego mężczyzny wykraczało daleko poza ramy jej
pojmowania, a inteligencja wprost porażała. Tak samo, jak momentami porażała ją
inteligencja Albusa.
-Abbs może przejdziemy się dzisiaj wieczorem? –
zapytał blondynkę po skończonej lekcji Scorp.
-Nie mogę, mam szlaban – odmówiła, jakoś nie wydając
się za bardzo zrozpaczona. Co więcej, wiadomość o szlabanie napawała ją
radością.
-Znów?! – zdziwił się ślizgon. – Przecież dopiero co
ci się skończył.
-Ale znowu mi się nazbierało… - wyjaśniła.
-Zaniosę Albusowi zaległy materiał. Powiedzcie
Rote’owi, że źle się czuję – rzuciła Mary, postanawiając nie stawić się na
eliksiry. Profesor Rote i tak uwierzy w każde słowo swojej ulubionej uczennicy.
Choć
wiedziała, że wcale nie musi, bo Pottera nie ominęło znów aż tyle, nie mogła
skupić się na nauce przez myśli o nim. Wzięła notatki ze swojego dormitorium,
schodząc do Pokoju Wspólnego. Na tablicy ogłoszeń widniała informacja o tym, że
trening w tę sobotę jest przesunięty o dwie godziny.
-Hej – usłyszała za sobą znajomy męski głos, ale
pomimo to, że dobrze go znała, podskoczyła z zaskoczenia, odwracając się w
stronę roześmianego sprawcy. – Aż taki jestem przerażający?
-Może… - uśmiechnęła się. Dereck Sterwrt, kapitan
puchońskiej drużyny stał przed nią, w całej swej krasie. Cóż, odmówienie mu
urody byłoby grzechem. Wysoki, postawny, o widocznych mięśniach i gęstej,
płowej czuprynie. Genialny obrońca.
-Nie zapomnij o przesuniętym treningu.
-Nie śmiałabym nawet. Gdzie idziesz?
-Do
pielęgniarki, zanieść jej jakiś papierek od tej wariatki z transmy.
Postanowiłem po drodze wpaść tutaj. A ty?
-Też do skrzydła szpitalnego, zanieść koledze
notatki. – wyjaśniła, po czym oboje ruszyli w tę stronę.
-Potterowi? – dziewczyna skinęła głową
potwierdzająco. – Co z nim? Cała szkoła tylko o tym gada.
-Przedawkował – powiedziała trochę nazbyt cicho,
przez co sytuacja ta nabrała zabawnej teatralności.
-To nie wesoło – odszepnął jej z uśmiechem.
-Ej to wcale nie jest śmieszne, wiesz? – rzuciła z
pretensją w głosie, widząc jego uśmiech. – O mało co się biedak nie zabił.
Dereck uniósł ręce do góry w obronnym geście.
-Przepraszam, po prostu ton, w jakim… A zresztą.
Szkoda mi go, ale teraz ma ciebie, no nie? – widząc nic nie rozumiejącą minę
dziewczyny, dodał: - Jesteście parą, prawda?
-Nie – zaprzeczyła, marszcząc brwi. – Ale ostatnio
dużo osób się mnie o to pyta.
-Bo tak to wygląda. Zresztą różne chodzą plotki z
tobą i Potterem w roli głównej – dziewczyna wywróciła oczami, nieznacznie
czerwieniejąc na twarzy.
-Jak masz zamiar opowiadać mi teraz historię mojego
życia zasłyszaną od jakiś imbecyli, to daruj sobie. I nie wzruszaj ramionami!
-Dobra, już się nie odzywam – odparł podenerwowany,
myśląc jednak o tym, że Mary słodko wygląda gdy się złości. No i nie jest z
Potterem, co już można uznać za sukces. Właściwie to ta puchonka interesowała
go od czasu przesłuchań do drużyny, wcześniej bowiem nie zwrócił na nią
najmniejszej uwagi. Na boisku jednak pokazała niebywałą klasę i talent, który
go do niej przyciągał.
Rozdzielili się i Mary weszła na salę. Na jej
nieszczęście, Albus nie był sam. Nad jego łóżkiem pochylał się Harry Potter z
żoną. No jasne, musieli się cholernie martwić o syna. Cała trójka odwróciła ku
niej swe spojrzenia.
-Dzień dobry – powiedziała cicho, z lekkim uśmiechem.
Nie mogła zaprzeczyć, że ich widok ją speszył. – Ehm, hej Al, przyniosłam ci
notatki.
-Dzięki wielkie – posłał jej szczery uśmiech.
-No, to ja już pójdę… - mruknęła.
-Zostań… Mary, tak? – powiedział pan Potter, a ta
przytaknęła skinieniem głowy. – My się właśnie żegnaliśmy. No, to do świąt,
Albusie – pożegnał się z synem, a matka jeszcze ostatni raz pochyliła się, by
go przytulić.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Gdy wyszli, Mary odetchnęła z ulgą i usiadła na
krześle przy łóżku.
-Wątpię, żeby uwadze nauczycieli umknęło twoje
zerwanie się z lekcji – Albus posłał jej ironiczny uśmiech.
-Oficjalnie przechodzę okropny ból brzucha,
spowodowany zapewnie menstruacją. Wybaczą mi – wzruszyła ramionami. – A ty jak
się czujesz?
-Dużo lepiej – szczególnie, odkąd się pojawiłaś,
dodał w myślach. – Na całe szczęście jutro już będę z wami.
***
Wieczorem Abbie Merigold wyszła z dormitorium,
kierując się na szlaban u profesora Williamsa. Uwielbiała spędzać z nim czas i
nie obchodziło jej, że był o ileś tam lat starszy. Ważne, że przy nim mogła
oderwać się od rzeczywistości. Nie pokazywała tego po sobie, jednak Scorp ranił
ją bardziej, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić. Niby nic takiego się nie
działo, a jednak dziewczyna czuła coś do tego ślizgona. Nie wzbraniałaby się
przed tym faktem gdyby nie to, że znała go na wylot. Wiedziała, że nawet gdyby
to uczucie było obustronne, najpewniej chłopak i tak oglądałby się za innymi,
na koniec porzucając ją, okrutnie zranioną do końca życia. Scorp to
najcudowniejszy na świecie przyjaciel, ale praw dopodobnie beznadziejny
partner. Z każdą swoją byłą obchodził się jak z pierwszą lepszą pomimo
zarzekania, że mu na niej zależy. A zresztą – po co ona o tym myśli? – on i tak
pewnie ma teraz w głowie jakąś długonogą szatynkę o której wie, że da mu to,
czego tylko zechce.
Westchnęła po raz ostatni i poprawiła włosy, pukając
do sali z OPCMu. Weszła zdecydowanym krokiem, a profesor Williams uśmiechnął
się do niej jednoznacznie.
-Nareszcie jesteś Abbie – mruknął zadowolony,
podchodząc do niej.
-Wybacz spóźnienie, Mark. Pisałam referat dla tego z
OPCMu – uśmiechnęła się figlarnie, a ten pochylił się i złożył na jej ustach
przeciągły pocałunek.
Mimo woli przez myśl Abbie prześlizgnął się Scorpius.