niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 12



                Pielęgniarka wygoniła z sali Abbie i Scorpa pod pretekstem, że Albus musi wypoczywać. Miał zostać w skrzydle szpitalnym jeszcze dwa dni, aż odzyska pełnię sił. Albus leżał więc, delikatnie głaszcząc dłoń śpiącej Mary.
                Co teraz? Co z nimi? Bał się nawet zapytać. Bał się, że dziewczyna się wyprze. Jednak siedziała przy nim całą noc, troszczyła się, zamartwiała – więc nie może być jej obojętny. Gdy spała, na jej twarzy nie było tego, co przez ostatni tydzień – niepokoju, smutku, goryczy, złości, zawodu. Gdy spała, jej twarz była spokojna, pełna ciepła. Taka, jak w zeszłym tygodniu – lata świetlne temu.
                Zastanawiał się, co mógłby jej powiedzieć, gdy się obudzi. „No hej, co u ciebie?” taa, jasne. „Nadal cię kocham. Próbowałem przestać, ale nie potrafię. Nie chcę być z którąkolwiek, na chwilę. Chcę ciebie, na pełny etat. Daj mi kolejną szansę, błagam”? Choć to właśnie te słowy cisnęły się na jego usta, dobrze wiedział, że tylko by ją przestraszył.
                Nie miał już czasu na myślenie, widząc, jak dziewczyna powoli otwiera zaspane oczy. Mary odgarnęła włosy z czoła i, najpewniej przypadkiem, spojrzała prosto w jego zielone oczy. Zachłysnęła się powietrzem. Serce zabiło mu tak mocno, jak jeszcze nigdy.
                -Nie wiem, co ci powiedzieć – wyznał po chwili, ściskając mocniej jej dłoń, bojąc się, że ta go puści. – Nie wiem, co ci powiedzieć, aby było ci łatwiej.
                -Jak się czujesz? – zapytała z troską, ignorując jego słowa, a ten wzruszył ramionami.
                -Bywało lepiej. To… byłaś tutaj przez cały czas?
                Mary przygryzła dolną wargę, a Albus nie mógł zgadnąć, nad czym się zastanawia. A, że się nad czymś zastanawia, wiedział na pewno. Zawsze przygryzała wargę, gdy nad czymś myślała. Zauważył to już dawno.
                -W sumie… tak  – odparła niemalże z lekkością, zaraz potem poważniejąc. -Al, dlaczego? – słowa wypowiedziane przez nią były nie głośniejsze niż oddech. Spojrzał na nią poważnie.
                -Z głupoty, Marys. Gdybym uważał z tymi dragami od Scorpa, to nic by się nie stało.
                -To zabijałyby cię powoli, spokojnie, a ty dobrowolnie byś się temu oddawał – jej głos był wręcz rozpaczliwy, pełen tej odmiany goryczy, która występowała tylko u niej. – Albus, czy to przeze mnie? – Wreszcie udało jej się wypowiedzieć to, co tak długo leżało jej na sercu.
                -W długofalowej perspektywie wątpię. Sam się załatwiłem, gdy schlałem się w płaskorzeźbę na tej imprezie i narobiłem glupstw – widać było, że to wspomnienie go boli.
                Nareszcie rozmawiali spokojnie, bez kłótni. Czuli, że zakopali topór wojenny.
                -W długofalowej perspektywie to wina nas obojga, bo chcieliśmy tę imprezę.
                -W długofalowej perspektywie prowadził do tego już moment, w którym pierwszy raz cię zobaczyłem. W księgarni – uniosła ze zdziwieniem brwi, a ten uśmiechnął się z rozrzewnieniem. – Pod koniec wakacji byłem w Esach i Floresach, czytałaś tam książkę.
                -W długofalowej perspektywie całe nasze życie, a nawet i powstanie świata do tego prowadziło – podsumowała Mary z lekkim uśmiechem. – Więc może najlepiej by się pogodzić i znów być przyjaciółmi?
                -W długofalowej perspektywie sądzę, że to zaowocuje w przyszłości – uśmiechnął się Albus. – Przepraszam cię za to wszystko.
                -Też przepraszam. Zachowywałam się jak idiotka.
                -„Spotkali się w święto o piątej przed kinem – miejscowa idiotka z tutejszym kretynem” – zacytował z rozbawieniem. – „Tutejsza idiotko, rzekł kretyn miejscowy, czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?”
                -„Miejscowa kretynka odrzekła: z ochotą, albowiem cię kocham, tutejszy idioto” – odparła na to Mary.
                -„Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko i poszedł do kina z tutejszą idiotką” – dokończył Albus, cały rozpromieniony. Choć wszystko go bolało, przyjazna obecność Mary napawała go radością tak wielką, że nie sposób tego wyrazić.
                Patrzyli w roziskrzone oczy drugiej osoby, z uśmiechami na twarzach, ze splecionymi dłońmi. Nie chcieli psuć tej chwili, tak przez obojga wyczekiwanej. Chwili, w której zacznie się układać, kiedy puszczą w niepamięć przewiny i żale, i złość. Kiedy znów będzie wspaniale, kiedy odrodzi się ich przyjaźń.
                Albus od kiedy tylko ją zobaczył, czuł, że chciałby ofiarować tej dziewczynie całą słodycz gwiazd. Teraz ujrzał, że jest ona zamknięta w jej oczach – niebieskich i roziskrzonych. Szczęśliwych, po prostu. Oboje za sobą tęsknili, tęsknili nieprzerwanie i bezpowrotnie. Ta tęsknota zżerała ich serca i dusze, wydzierała ślady na ich twarzach, znacząc je bólem i cierpieniem.  Ale teraz było już dobrze.
                Gdy drzwi do skrzydła szpitalnego się otwarły, oboje gwałtownie odwrócili się w tamta stronę. Oto wchodziła dyrektorka, wraz z rodziną Albusa. Mary mruknęła coś w stylu „To ja już sobie pójdę” i spłoszona wyszła ze skrzydła.
                -Albus! – wykrzyknęła Ginny Potter i przytuliła syna, drażniąc jego słaby jeszcze organizm. – Synku, co się stało?
                Matka zajęła miejsce, na których przedtem siedziała Mary, a ojciec wraz z rodzeństwem stanęli obok łóżka. Albus westchnął w duchu. Nie mogą go po prostu opieprzyć? Czy musi to wszystko wyjaśniać? Miał na to taką samą ochotę, jak, powiedzmy, na bliskie spotkanie z górskim trollem. Chociaż nie, troll przynajmniej nie zadawałby mu krępujących pytań. Dlaczego właśnie jego to spotkało? Zazwyczaj szkolne wypadki nie wymagały wzywania rodziców, a tu – proszę bardzo. W tej sytuacji jego marzeniem było dostanie tego przeklętego wyjca, otworzenie go na Wielkiej Sali i bycie wytykanym palcami. Wolałby to niż odpowiadać. W sumie doszedł do wniosku, że jest całkiem zamkniętym gościem, jeśli chodzi o najbliższych. Zazdrościł tym, którzy bez oporów rozmawiali z rodzicami o problemach. On tak nie potrafił, miał, można by rzec, wewnętrzną barierę, mur nie do przeskoczenia.
                -Nic takiego – odparł w końcu, widząc jednak, że jedyne, co mu się udało, to zirytować mamę. – Za bardzo kombinowałem z tymi strzykawkami i tyle.
                -Ale co się stało, że wziąłeś to świństwo? Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewała, Albusie. Myślałam, że jesteś na to zbyt inteligentny – to go zabolało, nawet bardzo.
                -Nie możesz po prostu na mnie nawrzeszczeć jak na Jamesa? – odparował, zanim zdążył pomyśleć.
                -To nie o to chodzi! – Ginny podniosła głos. – Ta sytuacja jest na to zbyt poważna, a ty, mój drogi, musisz zrozumieć swój błąd!
                -Rozumiem, nie jestem znów aż taki głupi – w głosie Albusa było coraz więcej goryczy. A dopiero co był taki szczęśliwy…
                -To przez dziewczynę – wtrącił się we wszystko James, mający serdecznie dość całej sytuacji. Pomimo, że jego brat był jaki był, to jednak to brat i musiał mu pomóc, by dał radę o tym powiedzieć. Kiedyś mu jeszcze podziękuje.
                -Dostałeś kosza? – zapytał prosto z mostu Harry Potter. – Znaczy, no wiesz, odrzuciła cię?
                Albus potrząsnął głową z zamkniętymi oczami. No pięknie, dzięki James! Jednak z ojcem było mu dużo łatwiej rozmawiać niż z matką. Harry rozumiał swojego syna lepiej niż Ginny.
                -Nie o to chodzi. Bo… zależy mi na jednej dziewczynie i… okropnie ją zraniłem. Potem ona nie chciała mi wybaczyć – James wykaszlał coś w stylu „nie dziwię się”, a Lily walnęła go łokciem w bok. – No i teraz przez własną głupotę leżę w skrzydle szpitalnym.
                Oczy Harry’ego patrzyły na niego przenikliwie. Zdawał się rozumieć, co czuje jego syn. Choć nie chciało mu się wierzyć, że mógłby być tak zakochany – zupełnie jak on w Ginny. Może nawet bardziej. Dziwne, że jego Albus, który dopiero co chodził w pieluchach, teraz przeżywa tak głębokie chwile. Uśmiechnął się do syna pocieszająco.
                -Co nie zmienia faktu, że narobiłeś nam ogromnego stracha. Przybyliśmy najszybciej, jak się dało.
                -Mary przy tobie była całą noc? – zapytała nagle Lily. Niesamowicie interesowała ją sytuacja uczuciowa swojego starszego brata. Ten skinął głową w potwierdzeniu.
                -Jaka Mary? – zapytała zaciekawiona Ginny. – Ta, która tu była, jak weszliśmy?
                -Tak – przytaknął trochę niechętnie Al. – To ta, o której mówiłem… - wyjaśnił, widząc, że mama ma już zamiar go wypytać o Mary.
                -Oh, i co? – zapytała zaciekawiona, już niemalże z rozpalonymi policzkami.
                -No  nic – ślizgon wzruszył ramionami z lekkim, prawie niezauważalnym uśmiechem.
                Wiedział, że po tym wszystkim oboje nie są jeszcze gotowi na związek, ale cieszył się, że wszystko jest już dobrze. Dobrze, że byli przyjaciółmi. Dobrze, że rozmawiali ze sobą bez podnoszenia głosu. Dobrze, że się pogodzili.

4 komentarze:

  1. Kurcze, kocham bezpośredniość Harry'ego, wgl on jest genialny. Od razu kawa na ławę ;P

    Nareszcie się pogodzili, ale tylko przyjaciele? Mogli zaszaleć, ale nie, friends ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjaciele.... ;((((((((((((
    Mam nadzieję że to tylko i włącznie kolejny etap ich znajomości.
    A notka, fajna przyjemna. ;)
    Życzę Ci dużo weny.
    Nie zepsuj ich związku!!!!
    Poza tym gdzie jest mój SCORPIUS ?????????????????? ;o

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ten czas w roku, płatki śniegu opadja deliaktnie na chodniki Krakowa , akcje śiwatecznei sie zacyznają już jestem po jednej zbórce żywnosci mam do tego talent . I niema jak załmać noge na schodach szkoły bo jakieś kretyn niezmieńł butów ...
    Ale teraz mam czas zeby rozkoszować sie kakałkiem , kocykeim , pączkami i oczywiscie moimi ulubionymi blogami :D a więc po FB rozpoczeąłm czytanie nowej notki . Kolendy leciały a ja czyatłam i czytałam i czytałam i czytałam i wiesz że kocham twojego bloga a ta notka jest .... bardzo dobra. Lubie cie czytać niema w twoim stylu zbędnych rzeczy prosto ładnie przejrzyście i na temat . Ocyzwiscie Harry uwleibiam Serie ale jakoś za nim nie szlałam a tu no no zawsze lubiłam troszke starszych ;)
    Co do reszty kocham akcje Harry kontra Albus zakochałm sie ale ok ok moze troche mam zamocne leki przeciw bólowe ale mam ochote cie znaleść i wysciskać i wycałowac dobra morfian jest zajebiesta nie żartuje juz mi odhcodzi .
    Dobra robaczku całuski usciski i wogóle
    PS, Albus ma takie szczesci do dziewczyn jak jego dziadek

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhuu... Scenka Mary i Al`a była taka słodka :3 Przyjaciele, powiadasz... Yhy... Mam nadzieję, że to tylko etap przejściowy.
    Harry mnie rozbraja! XD Po prostu genialne.
    Uwielbiam Twoje opowiadanie. Wgl Twój styl pisania. Jest super. :)

    P.S. To ja, Mia, ale pod innym nickiem. Jak możesz to przy linku do bloga zmień autora. :) Z góry dzięki. ^^

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń