sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 19


Bring it on! ;> No, jest rozdział, teraz tylko muszę wziąć się za podganianie rozdziałów w wordzie. A choć ostatnio coś wena mi nie odpisuje, dam radę ;)
I chciałabym serdecznie Wam podziękować za tak miłe komentarze. Nie wiecie nawet, jaką radość sprawia mi świadomość, że komuś podoba się to, co robię :)
xoxoxo





                Pociągnęła usta beżową szminką i poprawiła krótką granatową sukienkę. Założyła czarne szpilki, zarzuciła na ramię torebkę i zeszła na dół. W salonie rodzice nakrywali do stołu na przyjęcie, a brat próbował zawiązać krawat.
-Rany, Luke, byś się wreszcie nauczył – mruknęła, po czym po raz tysięczny pokazała mu, jak to się robi.
-Dzięki Mary – uśmiechnął się. – Myślę, że za dwa lata powinienem ogarnąć, jak to się robi.
                -O ile dobrze pójdzie – odwzajemniła uśmiech. –To ja lecę, bawcie się dobrze!
                Krzyknęła do pozostałych domowników i weszła go kominka, zanim rodzice ustalili godzinę powrotu do domu. Zresztą, pewnie i tak będą się bawić do rana, a Luke wróci dopiero po południu następnego dnia, więc w świetle jego corocznego czynu każda godzina była dobra, byle nie 12 w Nowy Rok. Wzięła w garść trochę proszku Fiuu, po czym wydała komendę „Dolina Godryka 4”. I już jej nie było.
                Była przyzwyczajona do sieci Fiuu, więc transport nie był zbyt problematyczny. Za to szpilki okazały się złym rozwiązaniem, kiedy ledwo co utrzymała równowagę, lądując w kominku państwa Potter. Przed nią rozciągał się widok rozpoczynającej się imprezy w dużym, zaciemnionym salonie. Na razie było tam może z 15 osób, ale znając Jamesa, w ciągu następnych kilku godzin ta liczba się gwałtownie powiększy. U sufitu były podwieszone kolorowe światełka, które pierwotnie miały pewnie służyć jako ozdoba choinki. Prawą ścianę zajmował bufet, na którego czele stał alkohol, również mugolski. Nikogo z ludzi tu nie znała, ale szybko dała radę odszukać Jamesa.
                -Hej – uśmiechnęła się do niego. – Gdzie jest Al?
                -O, hej, fajnie, że przyszłaś – przywitał się. – W kuchni, czeka, aż przyjdzie ktoś z waszej paczki. Prosto i w lewo – poinformowali dziewczynę, która udała się we wskazanym kierunku. Nie chciała siedzieć sama wśród nieznanych sobie osób.
                Gdy weszła do kuchni, ujrzała Albusa pochylonego nad czajnikiem. Nie zauważył, jej ale może to i dobrze.  Miał na sobie ciemne jeansy, koszulkę i na nią zarzucona marynarkę. Nawet w kilkunastocentymetrowych szpilkach był od niej wyższy. Włosy jak zwykle były roztrzepane, jakby dopiero co wyszedł z oka tornada. Mary uśmiechnęła się na jego widok. To o nim, nie o Derecku, śniła każdej nocy. To on był w jej myślach, to on ją określał. Chciała dobrać ubrania tak, by mu się spodobały, powiedzieć coś, co uznałby za zabawne. Zdała sobie sprawę z tego, że nieważne, jak bardzo będzie chciała przestać go kochać, to i tak nic to nie pomoże. Choć oficjalnie była zajęta – wcale się tak nie czuła. Dereck był jedynie kolesiem, który myślał, że dziewczyna powinna tańczyć tak jak on jej zagra. To jasne, że był miły, czuły i przystojny, ale traktował ją jak swoją własność. Nie denerwowało by jej to, gdyby go naprawdę kochała. Odetchnęła i podeszła do Albusa, który, słysząc stukot szpilek na linoleum, gwałtownie się odwrócił.
                -O, cześć, Mary – uśmiechnął się. – Chcesz herbaty? Kawy? No niby jest impreza, ale jakoś nie chce mi się tam chodzić, póki się nie rozkręci.
                -Herbaty – zgodziła się. Była tego samego zdania. Al wyjął z szafki kuchennej kubek, do którego wrzucił torebkę miętowej herbaty i nasypał dwie łyżeczki cukru. To w nim uwielbiała. Zwracał uwagę na takie szczegóły, jak to, ile łyżeczek cukru sypie do herbaty albo ile mleka wlewa do kawy. Sam najbardziej lubił czarną herbatę z jedną łyżeczką cukru i gorzką kawę – czasem gdy spóźniał się na kolację, przygotowywała ją dla niego. Gdy czajnik zaczął piszczeć, chłopak zbyt gwałtownie chciał zdjąć go z ognia, więc, jak nietrudno stwierdzić, poparzył sobie rękę, trafiając nie w plastikową rączkę, lecz w metalową bańkę z wodą. Z jego ust momentalnie wypłynęła wiązanka przekleństw.
                -Włóż rękę pod strumień zimnej wody – poradziła Mary, a Al wyminął ją i podszedł do zlewu, który był zaraz obok, przypadkiem ocierając się o jej ramię. Ten lekki, przypadkowy dotyk był dla niej dziwnie elektryzujący. Wyłączyła piec i nalała wrzątku do obu kubków. W tym czasie Albus zdążył już schłodzić rękę, którą wytarł w ręcznik kuchenny.
                -Widzisz coś? – zapytał, odgarniając pochylonej nad czajnikiem dziewczynie włosy z oczu i zakładając je za ucho.
                -Teraz tak – odparła z lekkim rumieńcem okalającym uśmiech. Al uwielbiał, gdy się uśmiechała. Uwielbiał jej dołeczki w policzkach i usta. – No to co, za pierwszego wspólnego sylwestra? – zapytała i oboje podnieśli kubki z herbatą w górę.
                -I, miejmy nadzieję, za tego najlepszego – dodał, po czym stuknęli o siebie porcelaną. Z uśmiechem wypili herbatę, będącą miłym i niecodziennym rozpoczęciem imprezy.

                Mary zauważyła Abbie i Scorpa dopiero po godzinie, gdyż hołdowali oni zasadzie, żeby nie chodzić na początki imprez, bo są drętwe. No chyba, że sami je organizują. W salonie było już teraz jakieś trzydzieści osób, muzyka grała głośno i wszyscy dobrze się bawili. Nawet Katie była zaproszona, co Mary zdziwiło, bo dawno z nią nie gadała i nie sądziła, że James albo Al ją zaproszą. Wszystko się jednak okazało zrozumiałe, gdy zobaczyła, jak ożywiona rozmawia z Lily.
                -Hej Marys – podbiła do niej Abbie. – Jak tam? O rany, ale mnie Scorp wymęczył. Tequili? – zapytała, podsuwając dziewczynie kieliszek.
                -Mmmm…! – skrzywiła się. – Abbs uwielbiam cię, ale co to za ciulstwo?
                -Mugolskie – uśmiechnęła się. – I tak się tego nie pije, moja droga. Scorp, mógłbyś?
                Gdy chłopak przyszedł, Abbie upiła łyk, po czym włożyła sobie do ust ćwiartkę limonki i tak oto zaczęli się całować. Mary tylko wywróciła oczami. Byli cudowną parą, ale czasem po prostu przesadzali.
                -Hej, zatańczysz? – jakiś chłopak szturchnął ją w ramię, a ta z uśmiechem podążyła za nim na parkiet.

                Albus stał przy ścianie. Mierzył ją wzrokiem, gdy tańczyła z kim popadnie, do wszystkich szczerze się uśmiechając. Był wkurzony, zły i zazdrosny, ale jednocześnie wiedział, że nie może nic zrobić, bo przecież Mary ma chłopaka. Nie powinien nic zrobić.
                Zrobił więc drinka. Właściwie, to nalał do trzech czwartych szklanki wódki, zalewając ją odrobiną soku z dyni. Wypił wszystko jednym haustem, czując, jak nagle wszystkie emocje w nim rosną. Był zły i zazdrosny. Powinna być jego. A miał już nie pić. Obiecywał sobie. Wypił drugą szklankę. Muzyka się zmieniła. Zły i zazdrosny. I samotny. I pijany. Nigdy nie powinno się łączyć tych dwóch stanów. Albo samotny, albo pijany. Mógłby jej teraz powiedzieć, że dla niego jest jedna i jedyna. Jedyna, jedyna, jedyna… Nogi jakby same powiodły go do niej, właśnie kończącej taniec z jakimś kumplem Jamesa. Zazdrosny. Wziął ją mocno w ramiona, nie zważając na zdziwienie malujące się na jej twarzy. Pocałował ją, zaskakująco delikatnie, skoro był zły, zazdrosny, pijany i samotny. Duży błąd. Wiedział, żeby tego nie robić. Ale jednak…
                -Ja… - mruknął, lecz glos uwiązł mu z gardle. Gwałtownie oprzytomniał, odrywając swoje usta od jej. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Zamknął więc usta, odwrócił się i odszedł. Teraz był głównie zły i samotny. Już mniej pijany. I jeszcze zawstydzony. Znowu to zrobił.

                Zostawił ją, skonfundowaną, na środku parkietu. Co? Jak? Ale…? Nie wiedziała, co ma robić. A może… Rozejrzała się na Jamesem, lecz pierwszą zobaczyła Lily. Nadal gadała z Katie, nieźle już wstawiona. A miała tylko czternaście lat, tak?
                -Hej, Lily – zaczepiła dziewczynę. – Gdzie Albus ma pokój?
                -Albus? – czknęła. – Schodami w gó-órę, i drugie drzwi po prawej.
                -Dzięki – mruknęła, lecz Katie nie miała zamiaru puścić jej tam tak szybko.
                -Ale Mary. Pamiętaj, że…
                -…penis w erekcji to jedyny pion moralny faceta, wiem, wiem. – dokończyła, znużona tym powiedzeniem.
                Weszła na górę, mijając po drodze uśmiechające się do niej postacie na zdjęciach , którymi wypełniony był korytarz. Drugie drzwi na prawo, tak? Weszła bez pukania. Pierwszym co zobaczyła, był czarnowłosy chłopak siedzący na skraju łóżka, z twarzą ukrytą w dłoniach. Na dźwięk otwieranych drzwi podniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy. Czy miał na policzkach ślady łez czy tylko jej się wydawało? U jego stóp leżała rozbita szklanka. Dziewczyna weszła w głąb pokoju, po cichu zamykając za sobą drzwi. Przy każdej niemal ścianie zobaczyła regały z książkami, a jedyne oświetlenie stanowiła lampka na biurku.
                -Albus… - szepnęła. Nie spodziewała się ujrzeć go w takim stanie, pogrążonego w tak obezwładniającym smutku.
                -Powiedz, co musisz i daj mi spokój – odpowiedział trochę zbyt gwałtownie, a gdy ta, zdezorientowana, nic nie mówiła, dokończył: - Powiedz, że nic z tego, że ci nie zależy, że mnie nie kochasz. Spróbuję wtedy przestać ci się narzucać.
                -Dlaczego mam to mówić? – zapytała. Widać, że przyszedł czas na chwilę szczerości. Usiadła przy nim, na tyle blisko, by móc poczuć ciepło jego ciała. – Zależy mi na tobie.
                -Takich kitów to mi wciskać już nie musisz. Chociaż… jeśli ma być tak jak jest, to nie chcę nic prócz twoich farmazonów – jego głos był przepełniony goryczą. – Po prostu chodzi mi o to, że dla mnie jesteś jedyną… jedyną, która jest mi naprawdę bliska. Nie chcę cię tracić. Budzę się w środku nocy i roztrzęsiony szukam papierosów, bo śniło mi się, że odeszłaś. Zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym i wiem, że już zawsze będzie. Możesz być z kim tam masz ochotę, ale ja zawsze, zawsze będę cię kochał. Kocham cię, gdy masz niewytuszowane rzęsy, powyciągany sweter, podpuchnięte oczy. Może wtedy nawet bardziej. Nie wiem, dlaczego, ale taki już jestem. Kocham cię i tyle. Wiem, że to wyznanie niewiele zmieni, ale po prostu chcę, żebyś wiedziała.
                Znów zasłonił twarz dłońmi, a łokcie oparł o kolana. Po policzkach Mary spłynęły słone łzy. Nieśmiało dotknęła jego pochylonych pleców, a pod jej dotykiem chłopak zadrżał.
                -Chciałam znaleźć na to odpowiedni moment, ale chyba żaden taki nie jest – powiedziała cicho. – Jestem z Dereckiem, bo chciałam zapomnieć o tym, jak bardzo mi na tobie zależy. Myślałam, że wykazuję się niecodzienną wręcz naiwnością mając nadzieję, że odwzajemniasz choć troszkę moje uczucia.
                -Przecież już ci mówiłem – wtrącił się, przypominając jej rozmowę za składzikiem na miotły.
                -Nie chciałam w to uwierzyć. A ostatnio dużo myślałam o tym wszystkim, o nas. Nic nie czuję do Derecka. Miłością, którą powinnam go darzyć, darzę ciebie. Z jednej strony boję się, że moglibyśmy być razem, bo może zadaliśmy sobie nawzajem zbyt wiele bólu, ale z drugiej strony niczego nie pragnę bardziej.
                Płakała, jej ramiona unosiły się spazmatycznie. Albus wyprostował się i otulił jej twarz rękami, ocierając łzy. Przytulił ją do siebie, trzymając za rękę.
                -Co więc stoi na przeszkodzie? – jego głos był trochę tylko głośniejszy iż oddech. Poczuł, jak Mary wzrusza ramionami.
                -My sami. Wiesz, jeśli chodzi o związki, to jesteśmy do dupy – zaśmiali się.
                -Skoro tak, to tylko razem będziemy mogli stworzyć w miarę normalny związek, bo wszystkie inne zepsujemy. Co ty na to? – zapytał uśmiechnięty, spoglądając w jej oczy. Dziewczyna spojrzała na chwilę na szkło leżące na ziemi, po czym się uśmiechnęła.
                -Pozbierajmy szkło z rozbitej szklanki i zróbmy z niego diament.
                -Ale diamenty robi się w węgla – wtrącił.
                -No więc musimy się postarać bardziej niż zwykle.

6 komentarzy:

  1. O kurcze, no w końcu są razem, no ileż można. Jak małe dzieci, jak małe dzieci. Brakuje mi tylko trochę Katie, może dałoby radę kajś ją wcisnąć co?
    Och, tyle się u Ciebie dzieje... ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwaliłaś mnie emocjonalnie :* kocham cie za ten rozdział, kocham cie bardziej niż mojego chłopaka :D
    Pisz, pisz , pisz i pisz bo takiego talentu nie możesz zmarnować :D

    A jeszcze coś nie zrozumiałam zrozumiałam kto się całował w fragmencie z tekilą

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zły i zazdrosny. I samotny. I pijany. Nigdy nie powinno się łączyć tych dwóch stanów. Albo samotny, albo pijany." *.* <3
    Uwielbiam ten moment!
    Można powiedzieć, że jestem taka jak Albus. Zawsze łączę jedno i drugie, dlatego ten fragment tak bardzo przypadł mi do gustu.
    Rozdział genialny.
    Uwielbiam to niedowierzanie Al'a i Mary w uczucia jakimi siebie darzą.
    Czekam z niecierpliwością na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh, przypomina mi się mój sylwester - też piliśmy herbatę :P W każdym razie to wszystko potwierdza to co już chyba wcześniej pisałam - że piszesz prawdziwie. Uwielbiam twoje opowiadanie! I w ogóle opisujesz myśli chłopaka w taki sposób, w jaki zawsze myślałam, że tak właśnie myślą chłopaki. (masło maślane :P)
    Pisz dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. super opowiadanko!!! Czytam od dłuższego czasu ale dopiero teraz komentuję ;p Awww masz talent do pisania!! pisz dalej!!! <3333

    OdpowiedzUsuń