wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 17

No hej ;) Powracam z rozdziałem, do którego w pewnym sensie zainspirowała mnie Allecto piosenką, którą na fejsika dodała - dzięki wielkie, moja droga ;> Toteż polecam to jako taki mały "soundtrack"
__________________________________________________________________

                Wieczór był chłodny. Śnieg prószył leciutko, iskrząc się w słabym świetle gwiazd i ulicznych latarni. Mary schowała ręce do kieszeni, by choć trochę je ogrzać. Spacerowała niemal już całkiem pustymi uliczkami Wimbourne, myśląc o tym, co właściwie robi i do czego dąży. Na początku wydawało się to proste – Dereck jest miły, fajny, nawet jej się podobał, więc czemu nie? Wyleczy ją z Albusa, będzie wreszcie szczęśliwa. To, co ją łączyło bądź nie z Al’em zaczęło dziewczynę zwyczajnie przerastać. Dlatego chciała się wyleczyć. Dereck wydawał się do tego świetnym materiałem; wysoki, przystojny, kapitan drużyny, prefekt. Pond to miała nadzieję, że rozbudzi w Potterze coś na kształt zazdrości. Bo tak właściwie, to już sama nie wiedziała, co chce uzyskać. Teraz to wszystko zaczęło mieszać jej w głowie – podoba jej się Dereck czy nie? Chce dać sobie spokój z Albusem czy wręcz przeciwnie?
                Czas się z tego wszystkiego rozliczyć.
                Dereck był na początku cudowny, ale teraz zaczął ja najzwyczajniej w świecie denerwować. Denerwowało ją nazywanie „małą”, spędzanie czasu tylko na pocałunkach, które przestały być czymś wyjątkowym. Irytował ją w pokazywaniu innym, że jest jego i tylko jego.
                A co z Albusem? Wkurzało ją gdy widziała, jak gada z jakimiś dziewczynami z bibliotece, jak śmieje się z ich głupich żartów. Choć z drugiej strony, czasem, gdy Dereck ją pocałował, a zaraz potem zobaczyła Al’a, to serce jej się krajało. Miał wtedy w oczach tyle smutku i bezradności, że najchętniej podeszłaby i go przytuliła, ale wiedziała, że nie może, że ma chłopaka i to na nim powinno jej zależeć. Lubi te chwile, gdy rano, przy śniadaniu, byli z Albusem sami, gdy mogli porozmawiać, choć może czasem rozmowa im się nie kleiła i choć może czasem, gdy zapytał ją o Derecka, kłamała jak z nut. Tylko czasem.
                Podczas tego samotnego spaceru, doszła aż do Doliny Godryka, która znajdowała się niedaleko, oraz, bonusowo, do następujących wniosków:
1.       Musi odbyć poważne rozmowy z oboma jej utrapieniami
2.       Podczas pierwszej zrywa z Dereckiem
3.       Podczas drugiej gorąco przeprasza Albusa z nadzieją, że jej wybaczy, czy coś w tym stylu
Cóż, przynajmniej zrozumiała samą siebie. Zrozumiała też, że w ostatnimi czasy narobiła mnóstwo błędów, które teraz musi naprawić.

***

Późny wieczór w Dolinie Godryka przysłonił świat ciemnym całunem wyszywanym srebrzystymi punkcikami gwiazd. Albus siedział cicho w pokoju, czytając książkę. Nie mógł się jednak skupić na ani jednym czytanym słowie. Może miało to związek z tym, że nie była to najbardziej porywająca powieść świata, a może z czymś innym. Wstał jednak z miejsca, omiatając wzrokiem swój pokój. Średniej wielkości pomieszczenie o błękitnych ścianach. Całą wolną przestrzeń pod ścianami zajmowały regały z książkami. Gdyby nie łóżko, można było poczuć się tutaj niemal jak w bibliotece.
Z westchnieniem zamknął książkę, nie pamiętając z niej ani jednego zdania. Wyszedł ze swojego pokoju i zszedł na dół, do kuchni. Przeklął w duchu, że jeszcze przez niespełna miesiąc nie może używać magii. Nalał więc wody do czajnika i postawił na piecu, manipulując tymi dziwnymi gałkami, aż zapalił płomień, w dodatku w prawidłowym palniku. Zadowolony z siebie wyjął kubek, wrzucając do niego torebkę herbaty miętowej. Mimo woli pomyślał, że Mary zawsze pije miętę przy kolacji.
W oczekiwaniu na zagotowanie się wody usiadł przy małym stoliku. Usłyszał kroki bosych stóp na linoleum, a po chwili do kuchni wszedł jego tata. Widać spodziewał się ujrzeć tu Albusa, gdyż z uśmiechem usiadł naprzeciwko niego.
-Co robisz? – zagaił,
-Herbatę – mruknął Albus. Coś czuł, że przyszła pora na poważną pouczająca rozmowę ojca z synem.
-Al, chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Harry, a jego młodsza wersja w duchu przyznała sobie dziesięć punktów.
Ślizgon ze świstem wydmuchał powietrze z płuc.
-O co chodzi? – zapytał.
-Wiesz, że zakochałem się w mamie, gdy byłem w twoim wieku? – to oczywiście było pytanie retoryczne, historię miłości jego i Ginny ich dzieci znały aż zbyt dobrze. – Ale to nie było takie proste: jej brat był moim najlepszym przyjacielem, a ona miała chłopaka. Mimo wszystko walczyłem o nią tak długo, aż mnie zauważyła.
Spojrzał na syna ze zrozumieniem, nie wiedząc, że w tej chwili spojrzenie Albusa wygląda dokładnie tak samo.
-Nie przejmuj się, że wam nie wychodzi. Jeżeli ją kochasz, to najważniejsze, żebyś się nie poddawał – dodał.
-Łatwo powiedzieć –mruknął Al. W duchu jednak przyznał ojcu rację. Musi o nią zawalczyć, choćby nie wiem co. Nie podda się tak łatwo. Ona zasługuje na kogoś lepszego niż Stewart, a, że kojarzył kilka faktów z jego życia, mógł pozwolić sobie na przejaw egoizmu, uważając się lepszym.
Tak, wiedział, co musi zrobić. Koniec ze sztucznymi uśmiechami, z zatajaniem prawdy, z udawaniem, że wszystko gra.
-Dzięki tato – posłał ojcu szczery uśmiech.
-To już? Pomogłem? – zapytał zdziwiony szybkimi rezultatami rozmowy harry.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo – odparł Al, nalewając wrzątku do kubka.

***

Wigilia zapowiadała się wręcz fantastycznie (wyczuliście tę nutkę sarkazmu, prawda?). Cała Nora przystrojona była unoszącymi się w powietrzu światełkami, a na podwórku przed domem pojawiła się wielka, po brzegi wystrojona choinka. Jej szczyt wieńczył gnom w spódniczce, co było już tradycją u Weasley’ów.
Oczywiście zjechała się w to miejsce cała rodzina, czytaj: wujek Ron z ciocią Hermioną oraz Hugem i Rose, wujek Bill z ciocią Fleur oraz Victorie, Dominique i Luisem, wujek Percy z ciocią Audrey oraz Molly i Audrey, wujek George z ciocią Angeliną oraz Fredem i Roxanne, a także stary dobry Teddy Lupin. W sumie, razem z nimi i dziadkami – 25 osób. Na to wydarzenie ciocia Hermiona zastosowała specjalne czary zwiększające przestrzeń w Norze, więc nie było tak źle.
        Albus siedział przy stole, delektując się karpiem, podczas gdy wokół toczyły się różne ciekawe rozmowy, np. o tym, jak to ostatnio wujek Ron spotkał w Dziurawym Kotle swojego starego znajomego („Ronaldzie, co robiłeś w tej melinie?!” – wydarła się ciocia Hermiona) i… a właściwie to dlaczego on słucha takich bzdur?
-Jak tam w szkole, Al? – zagadnął go Teddy, który na chwile pozostawił swoją młodą małżonkę, by mogła oddać się plotkom na temat nowych odkryć modowych razem z Roxanne.
-A w miarę, dzięki – odparł bardzo wymijająco. – Mów lepiej, jak tam twoja nowa praca w Biurze Aurorów.
-Trudno było mi się z początku przyzwyczaić do wszystkiego, ale teraz jest okej. Najważniejsze, że robię to, co lubię – wyszczerzył się. – A jak tam twoje plany na przyszłość? Nadal chcecie z Jamesem otworzyć fabrykę skakanek?
Roześmiali się na to wspomnienie. Taa, dobre kilka lat temu on i James mieli pewne wspólne plany, ale teraz nie wiadomo, co z tego wyjdzie.
-James! – zawołał, a jego brat przerwał rozmowę z Fredem, spoglądając na niego. – Jak się mają plany naszej fabryki?
W odpowiedzi siedemnastolatek ze śmiechem pokazał mu uniesiony kciuk. To nie tak, że nie umieli się ze sobą dogadać. Po prostu w Hogwarcie każdy z nich żył własnym życiem, miał innych przyjaciół i aspiracje. W domu, podczas świąt i wakacji,  zdarzało się, że potrafili być najlepszymi przyjaciółmi, o ile tylko mieli dobre humory i nikt ich nie zmuszał, by spędzali razem czas. To jasne, że przez większość czasu i tak się kłócili, jednak jest jakoś inaczej pomiędzy nimi. Szczególnie w Boże Narodzenie.
W końcu, pod koniec przyjęcia, Albus dał radę dorwać babcię Molly, która ze zdziwieniem przeprowadziła mu ekspresowe szkolenie robienia na drutach.
-Merlinie, a po co ci to? – zdziwiła się.
-Muszę zrobić koleżance własnoręczny prezent i tak…
-Aha! Już rozumiem! – posłała mu porozumiewawcze spojrzenie. – Chodź kochany, już ci tu daję wszystko, czego potrzebujesz.
W taki oto sposób, po powrocie do domu, młody Potter do godziny czwartej nad ranem uczył się robienia na drutach. Pod koniec uznał efekt za w miarę zadowalający i postanowił, że cały wolny czas następnego dnia, a pewnie i w nocy, poświęci na szykowanie prezentu dla Mary.

6 komentarzy:

  1. Kochana rozmowa z Harrym mnie rozbroiła, ten spodziewał się długiej rozmowy i ciach, po wszystkim ;P Wgl na co Mary czeka niech dorwie w końcu swojego ogiera i niech tworzą childreny...

    Fabryka Skakanek? Ach te ambitne plany XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo ciekawie, szkoda mi Albus i tego że odalił się do barat mam nadzieje że będzie tylko o nich wiecej.
    Rozmowa Harry-Al kocham Harrego a twojego już w ogóle.
    Spotkanie rodzinne ładnie zwięźle i prawdziwie :D

    Weny kochana życzę , weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja i piosenka czujemy się zaszczycone moja droga ;>
    Dużo ich tam było w tej Norze na święta. :D Ale Wesley'owie chyba już tak mają, że mnożą się na potęgę xD
    Rozdział świetny, pełen przemyśleń.
    Bardzo podoba mi się relacja Harry - Albus. Faceci rozumieją się bez słów ;)Życzę Ci ogromnie dużo wenyyyyyyy <3

    PS. Gdzie jest Malfoy ja się pytam?! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Haha fabryka skakanek <33 życzę weny i czekam zniecierpliwiona na next! ~ IceteaAir

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz znakomicie, zupełnie tak jak ja lubię czytać. To wszystko jest takie profesjonalne i fajne. Poza tym w niesamowity sposób łączysz nasz mugolski świat z czarodziejskim - chodzi mi o to, że mimo że opisujesz czarodziejów to ja potrafię się z nimi utożsamić, tak jakbyś pisała o mnie i moich znajomych. to wszystko jest takie realne: imprezy, kłótnie, język, którego używają bohaterowie.
    Lubię to, chociaż może dodaj troszkę więcej magii, bo jednak brakuje tego klimatu Hogwartu, a w końcu opisujesz świat czarów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej nominowałam Cię do kolejnego ,,wężyka,, więcej informacji na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń