Albus stanął przed lustrem w łazience. Do rozpoczęcia
imprezy Halloween’owej została godzina, ale on musiał być wcześniej, bo pomagał
w przygotowaniach. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulkę z nadrukiem
John’a Fendrix’a, najlepszego gitarzysty wszechczasów w czarodziejskim świecie
i marynarkę. Spryskał się wodą kolońską, zmierzwił włosy i poprawił sznurowadła
w adidasach. Wyszedł z łazienki, widząc gotowego do wyjścia Malfoya. Reszta ich
znajomych z dormitorium zaczynała się dopiero szykować, bo oni nie pomagali w
organizacji.
Chłopcy wyszli, zabierając ze sobą plecak zaczarowany
tak, by mógł pomieścić 96 butelek ognistej i 114 kremowych piw. Zazwyczaj tyle
starczało. Przy otwartych na oścież drzwiach do pokoju życzeń zobaczyli Abbie i
Katie, stojące salę. Abbie miała na sobie seksowną czerwoną sukienkę i czarne
buty na niskim obcasie, przez co Scorpius zachłysnął się powietrzem. Al posłał
przyjacielowi kpiący uśmiech. Ach, cóż ta miłość robi z ludźmi…
-Siema dziewczyny – przywitali się, a te od razu
kazały im zacząć ustawiać butelki na podłużnym stole.
-Gdzie Mary? – zapytał Albus. Puchonka miała zająć
się jedzeniem, a ono było już gotowe.
-Odwaliła swoją działkę wcześniej i poszła się
przygotować, za chwilkę powinna przyjść – odparła Abbie.
-A co Albus, tęsknisz? – Katie uniosła brwi, patrząc
na chłopaka.
Potter wprost nienawidził tego jej spojrzenia. Nic
nie miał do samej dziewczyny, ale to dziwne spojrzenie z nadmiernie uniesionymi
brwiami doprowadzało go do szału.
-Odwal się – mruknął. Nie był w nastroju na
dogryzanie.
-O, idzie – Scorpius wskazał głową na korytarz, gdzie
szła Mary w najwyższych szpilkach jakie Al w życiu widział, granatowej sukience
z cekinami do połowy ud i ślicznym uśmiechem skierowanym wprost do niego.
-Hejka – przywitała się ze wszystkimi. Pomimo
wysokości butów nadal była od niego o parę centymetrów niższa.
***
-Albus to idiota – mruknął James Potter, uśmiechając
się pocieszająco do kasztanowowłosej puchonki. Impreza już dawno się
rozkręciła, a ślizgon cały czas siedział przy stole i pił ze Scorpem na
wyścigi. Mary tańczyła właśnie z Jamesem, który widząc jej reakcje w stosunku
do swojego zdurniałego brata starał się ją jakoś pocieszyć. Co jak co, ale
wredny był tylko w stosunku do Albusa, Scorpa i paru innych „wężyków”. – Nie
przejmuj się nim, ten typ tak ma. Lepiej żeby siedział i pił niż obściskiwał
się z każdą laską.
-To mnie pocieszyłeś – powiedziała, starając się
przekrzyczeć muzykę.
Pokój Życzeń został odmieniony nie do poznania. Pod
sufitem lewitowały małe kolorowe światełka, a wokół panował klubowy półmrok.
Powietrze zostało zmieszane z dymem papierosowym i wonią alkoholu, a także
oparami z blantów które Scorp rozprowadził zanim usiadł do picia.
Mary spędzała czas głównie na tańcu, przeplatanym
rozmowami ze znajomymi. Abbie cały wieczór siedziała przy boku jakiegoś
chłopaka, którego nikt nigdy wcześniej nie widział, a Katie wypiła na ex ze
dwie czy trzy ogniste i teraz raczyła wywodem o procesach godowych sklątek
tylnowybuchowych każdego, kto tylko zechciał słuchać.
-Eeej Al, co to za typ co się z Abbs cału-uje? – z
trudem wybełkotał Scorpius, odstawiając kieliszek. Uznał, że nawalił się już na
tyle, by wstać od stołu.
-Nie wiem, stary – odmruknął Potter, będący nieco
bardziej trzeźwy. – Idź do niej, dowiedz się. Ja mam chyba coś do załatwienia.
Albus wstał od stołu, przez chwilę powstrzymując
wirujący wokół niego świat. Niezliczone kieliszki ognistej szumiały mu w
głowie, prowadząc wprost do roztańczonej Mary.
-Odbijany, kolego – odepchnął jakiegoś czwarto
roczniaka z Hufflepuffu i wyciągnął dłoń ku dziewczynie. – Mogę prosić?
-Albus, jesteś kompletnie zalany.
-Co? – nie za bardzo doszedł do niego sens jej słów.
-Mówię, że jesteś kompletnie zalany.
Machnął tylko ręką, nadal nie do końca pojmując.
Będący przy sprzęcie Alistar Rockwood z drwiącym uśmieszkiem zmienił muzykę na
stary jak świat „Kociołek pełen gorącej miłości”, jednak Al nie zorientował
się, że chciał mu dopiec. Wokół rozległy się protesty, ale Rockwood tylko
pogłośnił piosenkę. Potter przygarnął do siebie dziewczynę, obejmując. Ta, chcąc nie
chcąc (chcąc!) założyła ręce za jego kark i przybliżyła się do chłopaka. Nie ma
to jak powolny przytulaniec. Albus ręką delikatnie położył jej głowę na swoim
ramieniu.
Dla Mary sytuacja ta była dość niezręczna, zważając na
to, że chłopak jej marzeń śmierdzi alkoholem bardziej niż pracownik fabryki
wina, na którego wylała się beczka trunku. Kołysała się jednak w rytm muzyki, a
gdy piosenka się kończyła, poczuła, że dotyka plecami ściany. Otworzyła
gwałtownie oczy, widząc lekki uśmiech na wargach Albusa. Rockwood włączył
umiarkowany kawałek hip hopowy. Albus jedną ręką uniósł podbródek dziewczyny,
powoli przybliżając swoją twarz do jej. Gdy ich usta się zetknęły, Mary poczuła
mocny smak alkoholu, który zignorowała. Chłopak całował ją powoli, w rytm bitu
piosenki. Ta oddawała pocałunki, gładząc dłońmi kark i ramiona Albusa. Zachłysnęła
się powietrzem, kiedy chłopak mozolnie okrążył językiem jej wargi, następnie
splatając go z jej własnym. Przeczesała palcami jego włosy, a ten jedną ręką
przytulił ją mocniej do siebie, drugą zaś głaszcząc jej policzek. Po chwili Al
zszedł z pocałunkami niżej, na szyję dziewczyny. Składał na niej pełne
pożądania pocałunki, a Mary wiedziała, że chłopak nigdy w życiu nie zdobyłby
się na to, gdyby był trzeźwy.
Może i trwałoby to dłużej, gdyby nagle wkurzony na
coś Scorpius nie odciągnął Pottera na bok, nie przejmując się intymnością
minionej chwili. Mary patrzyła zdezorientowana, aż w końcu poprawiła sukienkę i
poszła w stronę Katie.
-Co się stało Scorpiusowi? – zapytała, po czym wypiła
drinka, czując suchość w ustach.
-A nie interesuje cię bardziej anatomia naszego
Pottera? Widziałam, jak mu stanął. Zresztą u sklątek też…
-Nie pieprz od rzeczy – machnęła ręką puchonka, nie
chcąc, by dziewczyna wprowadzała ją w jeszcze głębsze zakłopotanie. – Co ze
Scorpem?
-Wkurzył się, bo dostał w ryj od gościa z którym buja
się Abbie, kiedy zaczął ją macać. Ale…
Mary wytrzeszczyła oczy na te słowa. Spojrzała krótko
w stronę blondynki, która widocznie flirtowała z jakimś brunetem.
-Kto to jest?
-Williams – odparła beznamiętnie Katie, nie
przejmując się koleżanką, która z zaskoczenia połknęła kostkę lodu. – A wiesz,
że gdy samiec sklątki chce poderwać samicę…
-Jak to Williams? Serio? Nasz profesor?
-Nie wiedziałaś o nich? Kręcą ze sobą od kilku
tygodni. A on po prostu rzucił na siebie parę czarów zmieniających wygląd i tak
dalej. U sklątek proces godowy trwa jakieś…
-Znaczy coś mi Abbie wspominała, ale… kurczę. Kurczę.
O rany. Daleko się posuwają, nie powiem.
-Daleko to się posuwa Albus Potter. Ale nie przejmuj
się Marys, u sklątek tylno wybuchowych wszyscy samcy się tak zachowują. Chodzi
w tym o przetrwanie gatunku i…
Miejmy nadzieję, że Katie nie obrazi się o to, że
Mary gwałtownie przestała jej słuchać. Spojrzała w stronę Albusa. James coś
wspominał o obściskiwaniu się z każdą laską? Za dużo promili w dupie, pomyślała
Mary, której serce równocześnie zostało rozerwane na pół, zdeptane,
poćwiartowane, usmażone, zakopane, odkopane, oblane benzyną i spalone. A prochy
zostały rozrzucone po klatce rozwścieczonego rogogona węgierskiego.
Wprowadzając w sytuację – Albus, ni mniej, ni więcej,
obmacywał (bardziej poetycko nazwać tego nie można zważając na zdradę, jakiej
się dopuścił) Veronę Valls, przeraźliwie chudą krukonkę z ich roku.
Mary poczuła, jak do oczu napływają jej łzy goryczy.
Wcale nie jestem zazdrosna, pomyślała. Wcale nie
jestem zazdrosna, ale usmaż się w piekle, szmato.
Musiała stąd wyjść i to jak najszybciej. Z trudem
przerwała monolog Katie.
-Przepraszam, ale będę już spadać, Kat. Fajnie się
gadało, to pa.
-Czekaj – krukonka chwyciła ją za nadgarstek. – Mary,
wiem, o co ci chodzi. Nie przejmuj się, okej? Penis w erekcji to jedyny pion
moralny faceta, więc nie masz się czym zadręczać.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki, Kat.
Mary wyrwała się z uścisku i szybkim krokiem wyszła z
Pokoju Życzeń. Na korytarzu już swobodnie ocierała łzy. Czuła właściwie
wszystko naraz: gorycz, żal, smutek, irytację. Do tego przeświadczenie, że od
początku wiedziała, jak to się skończy.
-Nie stukaj tak obcasami, bo nie da się spać! W ogóle
ile ty masz lat, żeby takie buty nosisz?! – warknął gruby mężczyzna z obrazu po
lewej.
-Dostaniesz żylaków! – dodał długowłosy rudy facet
obok.
Teraz zaczyna się akcja... no kurcze Albus to głupi drań, normalnie mężczyźni i ich podejście do kobiet. Lubię Katie i jej bezproblemowe podejście do sprawy, jakby nigdy nic oznajmiła o Abbie i profesorku ;D
OdpowiedzUsuńKocham Katie! Tak bardzo przypomina mnie samą, że się w niej zakochałam <3 (żarcik :P) Rozdział magiczny z resztą jak całe opowiadanie. W pewnym momencie chciałam zabić Ala za to pijaństwo i "męskie odruchy". Scorpiusa mi żal i mocno dopinguję jego poczynania w sprawie zdobycia Abbie :D Stokrotne dzięki za odwiedzenie bloga. Już myślałam, że będę zmuszona go usunąć...
OdpowiedzUsuńNic się nie stało, ze mnie nie poinformowałaś. Nadrobiłam już poprzedni rozdział o jest ok.
OdpowiedzUsuńAl -.- Jak on mógł się tak napić, coby nie przeklinać. Tak sobie myślę, że Mary nie ma co się przejmować. Co po alkoholu, to się nie liczy. Jak np. to, że rok temu na dyskotece z okazji dnia chłopaka, kolega, który był pod wpływem alkoholu pocałował mnie. Uważam, że takie odruchy są totalnie nieplanowane u chłopaków, więc nie ma co się przejmować i zapomnieć.
Katie jest bezbłędna i taka bezpośrednia. Do wszystkiego podchodzi na luzie. Lubię ją.
Czekam na next :)
Dodałam Twojego bloga do obserwowanych, więc nie masz co się przejmować informowaniem mnie. I uważam, że obserwowanie jest dużo łatwiejsze, bo nie trzeba każdemu osobno wysyłać powiadomień.
Pozdrawiam. :)
Dzięki za poprawienie. Te słowa akurat są takie, że i jedno i drugie jest poprawne w pisowni ^^ Tylko nie w tym samym kontekście ^^
OdpowiedzUsuń