niedziela, 9 września 2012

Rozdział 7

Wreszcie nowy rozdział... Z buta przepraszam, Mio, że nie zostałaś poinformowana, ale jestem na łasce siostry a w jej komputerze nie mam gg. Mój się zepsuł, niestety ;< Ale koniec użalania się, zapraszam na rozdział 7! ;)



 

                Albus stanął przed lustrem w łazience. Do rozpoczęcia imprezy Halloween’owej została godzina, ale on musiał być wcześniej, bo pomagał w przygotowaniach. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulkę z nadrukiem John’a Fendrix’a, najlepszego gitarzysty wszechczasów w czarodziejskim świecie i marynarkę. Spryskał się wodą kolońską, zmierzwił włosy i poprawił sznurowadła w adidasach. Wyszedł z łazienki, widząc gotowego do wyjścia Malfoya. Reszta ich znajomych z dormitorium zaczynała się dopiero szykować, bo oni nie pomagali w organizacji.

                Chłopcy wyszli, zabierając ze sobą plecak zaczarowany tak, by mógł pomieścić 96 butelek ognistej i 114 kremowych piw. Zazwyczaj tyle starczało. Przy otwartych na oścież drzwiach do pokoju życzeń zobaczyli Abbie i Katie, stojące salę. Abbie miała na sobie seksowną czerwoną sukienkę i czarne buty na niskim obcasie, przez co Scorpius zachłysnął się powietrzem. Al posłał przyjacielowi kpiący uśmiech. Ach, cóż ta miłość robi z ludźmi…

                -Siema dziewczyny – przywitali się, a te od razu kazały im zacząć ustawiać butelki na podłużnym stole.

                -Gdzie Mary? – zapytał Albus. Puchonka miała zająć się jedzeniem, a ono było już gotowe.

                -Odwaliła swoją działkę wcześniej i poszła się przygotować, za chwilkę powinna przyjść – odparła Abbie.

                -A co Albus, tęsknisz? – Katie uniosła brwi, patrząc na chłopaka.

                Potter wprost nienawidził tego jej spojrzenia. Nic nie miał do samej dziewczyny, ale to dziwne spojrzenie z nadmiernie uniesionymi brwiami doprowadzało go do szału.

                -Odwal się – mruknął. Nie był w nastroju na dogryzanie.

                -O, idzie – Scorpius wskazał głową na korytarz, gdzie szła Mary w najwyższych szpilkach jakie Al w życiu widział, granatowej sukience z cekinami do połowy ud i ślicznym uśmiechem skierowanym wprost do niego.

                -Hejka – przywitała się ze wszystkimi. Pomimo wysokości butów nadal była od niego o parę centymetrów niższa.

 

***

 

                -Albus to idiota – mruknął James Potter, uśmiechając się pocieszająco do kasztanowowłosej puchonki. Impreza już dawno się rozkręciła, a ślizgon cały czas siedział przy stole i pił ze Scorpem na wyścigi. Mary tańczyła właśnie z Jamesem, który widząc jej reakcje w stosunku do swojego zdurniałego brata starał się ją jakoś pocieszyć. Co jak co, ale wredny był tylko w stosunku do Albusa, Scorpa i paru innych „wężyków”. – Nie przejmuj się nim, ten typ tak ma. Lepiej żeby siedział i pił niż obściskiwał się z każdą laską.

                -To mnie pocieszyłeś – powiedziała, starając się przekrzyczeć muzykę.

                Pokój Życzeń został odmieniony nie do poznania. Pod sufitem lewitowały małe kolorowe światełka, a wokół panował klubowy półmrok. Powietrze zostało zmieszane z dymem papierosowym i wonią alkoholu, a także oparami z blantów które Scorp rozprowadził zanim usiadł do picia.

                Mary spędzała czas głównie na tańcu, przeplatanym rozmowami ze znajomymi. Abbie cały wieczór siedziała przy boku jakiegoś chłopaka, którego nikt nigdy wcześniej nie widział, a Katie wypiła na ex ze dwie czy trzy ogniste i teraz raczyła wywodem o procesach godowych sklątek tylnowybuchowych każdego, kto tylko zechciał słuchać.

 

                -Eeej Al, co to za typ co się z Abbs cału-uje? – z trudem wybełkotał Scorpius, odstawiając kieliszek. Uznał, że nawalił się już na tyle, by wstać od stołu.

                -Nie wiem, stary – odmruknął Potter, będący nieco bardziej trzeźwy. – Idź do niej, dowiedz się. Ja mam chyba coś do załatwienia.

                Albus wstał od stołu, przez chwilę powstrzymując wirujący wokół niego świat. Niezliczone kieliszki ognistej szumiały mu w głowie, prowadząc wprost do roztańczonej Mary.

                -Odbijany, kolego – odepchnął jakiegoś czwarto roczniaka z Hufflepuffu i wyciągnął dłoń ku dziewczynie. – Mogę prosić?

                -Albus, jesteś kompletnie zalany.

                -Co? – nie za bardzo doszedł do niego sens jej słów.

                -Mówię, że jesteś kompletnie zalany.

                Machnął tylko ręką, nadal nie do końca pojmując. Będący przy sprzęcie Alistar Rockwood z drwiącym uśmieszkiem zmienił muzykę na stary jak świat „Kociołek pełen gorącej miłości”, jednak Al nie zorientował się, że chciał mu dopiec. Wokół rozległy się protesty, ale Rockwood tylko pogłośnił piosenkę. Potter przygarnął do  siebie dziewczynę, obejmując. Ta, chcąc nie chcąc (chcąc!) założyła ręce za jego kark i przybliżyła się do chłopaka. Nie ma to jak powolny przytulaniec. Albus ręką delikatnie położył jej głowę na swoim ramieniu.

                Dla Mary sytuacja ta była dość niezręczna, zważając na to, że chłopak jej marzeń śmierdzi alkoholem bardziej niż pracownik fabryki wina, na którego wylała się beczka trunku. Kołysała się jednak w rytm muzyki, a gdy piosenka się kończyła, poczuła, że dotyka plecami ściany. Otworzyła gwałtownie oczy, widząc lekki uśmiech na wargach Albusa. Rockwood włączył umiarkowany kawałek hip hopowy. Albus jedną ręką uniósł podbródek dziewczyny, powoli przybliżając swoją twarz do jej. Gdy ich usta się zetknęły, Mary poczuła mocny smak alkoholu, który zignorowała. Chłopak całował ją powoli, w rytm bitu piosenki. Ta oddawała pocałunki, gładząc dłońmi kark i ramiona Albusa. Zachłysnęła się powietrzem, kiedy chłopak mozolnie okrążył językiem jej wargi, następnie splatając go z jej własnym. Przeczesała palcami jego włosy, a ten jedną ręką przytulił ją mocniej do siebie, drugą zaś głaszcząc jej policzek. Po chwili Al zszedł z pocałunkami niżej, na szyję dziewczyny. Składał na niej pełne pożądania pocałunki, a Mary wiedziała, że chłopak nigdy w życiu nie zdobyłby się na to, gdyby był trzeźwy.

                Może i trwałoby to dłużej, gdyby nagle wkurzony na coś Scorpius nie odciągnął Pottera na bok, nie przejmując się intymnością minionej chwili. Mary patrzyła zdezorientowana, aż w końcu poprawiła sukienkę i poszła w stronę Katie.

                -Co się stało Scorpiusowi? – zapytała, po czym wypiła drinka, czując suchość w ustach.

                -A nie interesuje cię bardziej anatomia naszego Pottera? Widziałam, jak mu stanął. Zresztą u sklątek też…

                -Nie pieprz od rzeczy – machnęła ręką puchonka, nie chcąc, by dziewczyna wprowadzała ją w jeszcze głębsze zakłopotanie. – Co ze Scorpem?

                -Wkurzył się, bo dostał w ryj od gościa z którym buja się Abbie, kiedy zaczął ją macać. Ale…

                Mary wytrzeszczyła oczy na te słowa. Spojrzała krótko w stronę blondynki, która widocznie flirtowała z jakimś brunetem.

                -Kto to jest?

                -Williams – odparła beznamiętnie Katie, nie przejmując się koleżanką, która z zaskoczenia połknęła kostkę lodu. – A wiesz, że gdy samiec sklątki chce poderwać samicę…

                -Jak to Williams? Serio? Nasz profesor?

                -Nie wiedziałaś o nich? Kręcą ze sobą od kilku tygodni. A on po prostu rzucił na siebie parę czarów zmieniających wygląd i tak dalej. U sklątek proces godowy trwa jakieś…

                -Znaczy coś mi Abbie wspominała, ale… kurczę. Kurczę. O rany. Daleko się posuwają, nie powiem.

                -Daleko to się posuwa Albus Potter. Ale nie przejmuj się Marys, u sklątek tylno wybuchowych wszyscy samcy się tak zachowują. Chodzi w tym o przetrwanie gatunku i…

                Miejmy nadzieję, że Katie nie obrazi się o to, że Mary gwałtownie przestała jej słuchać. Spojrzała w stronę Albusa. James coś wspominał o obściskiwaniu się z każdą laską? Za dużo promili w dupie, pomyślała Mary, której serce równocześnie zostało rozerwane na pół, zdeptane, poćwiartowane, usmażone, zakopane, odkopane, oblane benzyną i spalone. A prochy zostały rozrzucone po klatce rozwścieczonego rogogona węgierskiego.

                Wprowadzając w sytuację – Albus, ni mniej, ni więcej, obmacywał (bardziej poetycko nazwać tego nie można zważając na zdradę, jakiej się dopuścił) Veronę Valls, przeraźliwie chudą krukonkę z ich roku.

                Mary poczuła, jak do oczu napływają jej łzy goryczy.

                Wcale nie jestem zazdrosna, pomyślała. Wcale nie jestem zazdrosna, ale usmaż się w piekle, szmato.

                Musiała stąd wyjść i to jak najszybciej. Z trudem przerwała monolog Katie.

                -Przepraszam, ale będę już spadać, Kat. Fajnie się gadało, to pa.

                -Czekaj – krukonka chwyciła ją za nadgarstek. – Mary, wiem, o co ci chodzi. Nie przejmuj się, okej? Penis w erekcji to jedyny pion moralny faceta, więc nie masz się czym zadręczać.

                Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

                -Dzięki, Kat.

                Mary wyrwała się z uścisku i szybkim krokiem wyszła z Pokoju Życzeń. Na korytarzu już swobodnie ocierała łzy. Czuła właściwie wszystko naraz: gorycz, żal, smutek, irytację. Do tego przeświadczenie, że od początku wiedziała, jak to się skończy.

                -Nie stukaj tak obcasami, bo nie da się spać! W ogóle ile ty masz lat, żeby takie buty nosisz?! – warknął gruby mężczyzna z obrazu po lewej.

                -Dostaniesz żylaków! – dodał długowłosy rudy facet obok.

4 komentarze:

  1. Teraz zaczyna się akcja... no kurcze Albus to głupi drań, normalnie mężczyźni i ich podejście do kobiet. Lubię Katie i jej bezproblemowe podejście do sprawy, jakby nigdy nic oznajmiła o Abbie i profesorku ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Katie! Tak bardzo przypomina mnie samą, że się w niej zakochałam <3 (żarcik :P) Rozdział magiczny z resztą jak całe opowiadanie. W pewnym momencie chciałam zabić Ala za to pijaństwo i "męskie odruchy". Scorpiusa mi żal i mocno dopinguję jego poczynania w sprawie zdobycia Abbie :D Stokrotne dzięki za odwiedzenie bloga. Już myślałam, że będę zmuszona go usunąć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic się nie stało, ze mnie nie poinformowałaś. Nadrobiłam już poprzedni rozdział o jest ok.
    Al -.- Jak on mógł się tak napić, coby nie przeklinać. Tak sobie myślę, że Mary nie ma co się przejmować. Co po alkoholu, to się nie liczy. Jak np. to, że rok temu na dyskotece z okazji dnia chłopaka, kolega, który był pod wpływem alkoholu pocałował mnie. Uważam, że takie odruchy są totalnie nieplanowane u chłopaków, więc nie ma co się przejmować i zapomnieć.
    Katie jest bezbłędna i taka bezpośrednia. Do wszystkiego podchodzi na luzie. Lubię ją.
    Czekam na next :)
    Dodałam Twojego bloga do obserwowanych, więc nie masz co się przejmować informowaniem mnie. I uważam, że obserwowanie jest dużo łatwiejsze, bo nie trzeba każdemu osobno wysyłać powiadomień.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za poprawienie. Te słowa akurat są takie, że i jedno i drugie jest poprawne w pisowni ^^ Tylko nie w tym samym kontekście ^^

    OdpowiedzUsuń