środa, 4 lipca 2012

Rozdział 4

                Nie można się spierać z tym, że Albus ocenił pierwszą w tym roku lekcję OPCM jako najlepszą w swoim życiu. Choć nie chciał dopuścić do siebie myśli o tym, jak bardzo podoba mu się dziewczyna o kasztanowych lokach, to uczucie coraz bardziej go wypełniało. Nie chciał się zakochiwać, pamiętając ostatni raz, gdy w końcu przez cztery miesiące chodził ze złamanym sercem. Właśnie wtedy postanowił, że będzie jadł tylko mięso, batony proteinowe i skały. Nie chciał, by znowu spotkał go zawód. Pragnął jednak być ubraniem, które ona włoży, pomadką, którą pomaluje usta. Pragnął o niej śnić jak nigdy dotąd, lecz gdy na nią spoglądał, oblewała go fala smutku, bo zaraz w jego umyśle pojawiała się myśl, że ona nigdy nie będzie jego.
                Musiał mieć serce twarde jak asfalt.
                Po skończonej lekcji Scorp pociągnął go w stronę ciemnego kąta między ścianami, w którym Abbie i Mary nie mogły ich dojrzeć. Dziewczyny pokierowały się w stronę sali od eliksirów.
                -Matko Boska ciemny zaułek! Chcesz mnie zgwałcić?!
                -Nie wydzieraj się idioto – Scorpius spojrzał na Albusa krytycznie. – Widziałeś reakcję Abbie na tego profesorka? Co on sobie w ogóle wyobraża? Tak mi laskę zabierać?
                -Stary, może cię to zdziwi, ale ona najwidoczniej nie wie, że jest twoją dziewczyną – uświadomił go Al.
                -No bo nie jest! Po prostu mnie to wkurza.
                Malfoy w rzeczy samej wyglądał na nieźle zdenerwowanego. Zależało mu na blondynce bardziej, niż myślał Albus. Ona jednak najwyraźniej wolała szczerzyć się do Williamsa niż zauważyć, że pęka Scorpiusowi serce. Serce? To on miał serce?
                -Skały, Scorp – poradził Al, a ten spojrzał na niego z niezrozumieniem.
                -Co ty pierdolisz? A zresztą nie, lepiej mi nie mów.
                -To chodź na eliksiry.
                Nie czekając na Malfoya Albus odwrócił się na pięcie i powędrował ku właściwej sali. Mary z Abbie stały pośrodku drogi i korytarza, gadając z cudownym, boskim i jakże wspaniałym Jamesem Potterem i jego również cudownym, boskim i jakże wspaniałym najlepszym kumplem a przy okazji ich kuzynem Fredem Weasley’em. No pięknie. Ta dwójka działała na Albusa jak płachta na byka.
                -Nauczyciel elków? Wiesz, wygląda trochę jak dawny dyrektor Hogwartu, włosów to chyba od wieków nie mył, przypomina trochę Albusa. O, witaj braciszku – James uśmiechnął się złośliwie na jego widok, ten jednak nic nie odpowiedział. Po chwili boski JP posłał pogardliwe spojrzenie Scorpiusowi, w którym najwidoczniej zagotowała się krew. Oczywiście gdy już Fred miał go odciągać przeczuwając, co się szykuje, ten rzucił w kierunku Scorpa obelgę, która go wyjątkowo denerwowała (jaśniej mówiąc, to wkurwiała).
Malfoy więc rzucił się na Jamesa, James rzucił się na Malfoya. Albus zaczął w myślach kibicować Scorpowi. Niestety, nie zdążyli się nawet pobić, bo przyszła nauczycielka transmutacji i ich rozdzieliła po paru chpierwszych uderzeniach. Żadnym trwałych urazów na zdrowiu, a szkoda, bo skądinąd Albus wiedział, że James bije się akurat średnio. Na szczęście obeszło się bez szlabanów (babka z transmy chyba jeszcze żadnemu uczniowi nie dała szlabanu) i JP z Fredem mogli się w spokoju udać do diabła.

Po skończonych lekcjach Albus, Scorp, Abbie i Mary siedzieli w bibliotece, odrabiając lekcje. Co tu dużo mówić, nie szło im to. Potter nie potrafił skupić się na transmutacji, kiedy:
1.       Właśnie zaczął nową, porywającą powieść
2.       Dwa stoliki dalej siedział jego boski brat i trochę za głośno gadał, czasem przy okazji wypowiadając się o beznadziejności swego na pewno podmienionego braciszka-ślizgona
3.       Co chwilę przechodził tędy profesor Williams i spoglądał w wypracowanie Abbie, przez co Scorpius kopał go pod stołem – przez tydzień nie zejdą mu te wszystkie siniaki
4.       Mary siedziała dokładnie naprzeciwko niego i z nietypowym wręcz zacięciem odrabiała swoje i Abbie eliksiry, za co ta miała jej napisać OPCM
Nie ma to jak atmosfera sprzyjająca nauce, nieprawdaż?
-Zajarałbym – oświadczył marzycielsko Scorpius Malfoy, podnosząc się zdecydowanie znad skończonej pracy domowej.
-A masz? – zapytał z zainteresowaniem Albus. Malfoy zazwyczaj skądś miał mugolskie specyfiki, którymi potem handlował po szkole, oczywiście za nieprzyzwoicie wysoką cenę. Warto było być jego przyjacielem i nie płacić.
-Tylko zwyczajne fajki – mruknął niezadowolony. – Ale lepsze to nic. Kto potem na bonia? Abbs? – zapytał z nadzieją, wiedząc jednak, że blondynka nie pali papierosów. Jointy to co innego.
 -Wiesz, że nie palę – popatrzyła na niego z dezaprobatą, a Albus nie mógł nie powstrzymać i teraz to on kopnął Scorpa. – Ale mogę się z wami przejść.
-Auu, posrało cię? – warknął Scorp, zwijając się z bólu. Ups, to chyba było intymne miejsce.
-Co, mnie? – zdziwiła się Abbie.
-Nie ciebie, jego, zresztą nieważne – spojrzał na Albusa spode łba.
-Mary idziesz z nami? – zaproponował kasztanowowłosej Potter. – W zamian pomogę ci w transmutacji – uśmiechnął się obezwładniająco, na co Scorpius mruknął coś w stylu „Się kurwa lowelas znalazł”.
-Mogę iść, dzięki – odwzajemniła uśmiech Albusa.
-Gdzie idziecie?
Katie Crew, krukonka z ich roku usiadła nagle na krześle obok Abbie. Byłą chudą czarnulą z prostymi włosami związanymi w kucyk. Posłała złośliwy uśmiech Scorpiusowi, czekając na potyczkę słowną.
-Gdziekolwiek, byle nie z tobą – rzucił w jej stronę Malfoy.
-A co, korona spadnie z głowy, wombacie?
-Wombat? Pojebało cię do reszty?
-Skończcie zanim na dobre zaczniecie – uciął im Albus, po czym zwrócił się do Mollify. – Mary, poznaj Katie Crew, Katie, to Mary Mollify.
Dziewczyny przywitały się ze sobą, a Katie oczywiście od razu wyciągnęła wnioski z spojrzenia, którym Al obdarzał nową koleżankę.
-Hej Marys, uważaj na Pottera, bo chce zerwać z ciebie ten mundurek – puściła oczko do Mary, która wyglądała na zdezorientowaną. Albus za to spłonął rumieńcem, a Scorpius wybuchł śmiechem.
-Dobre, Crew, przybij! – nastawił rękę, by dziewczyna przybiła mu piątkę, lecz ta spojrzała na niego jak na idiotę.
-Bez obrazy, ale wolałabym jednak cię nie dotykać. Nie bierz tego do siebie, po prostu trochę częściej się myj.
Teraz to Albus wybuchł niepohamowanym śmiechem. Mary wsłuchała się w niego, pierwszy raz słysząc przyjemny śmiech Pottera. Przyszło jej na myśl, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby brunet zerwał z niej mundurek. Zmieszała się z powodu własnych myśli i zajęła oglądaniem swoich paznokci.

Na błoniach było ciepło, słońce przyjemnie grzało. Malfoy odpalił papierosa i zaciągnął się, potem podając do Albusowi. Oczywiście po zabiegach tej dwójki fajka była już do połowy wypalona. Al lubił zapach dymu z papierosów, którym potem przesiąkały jego ubrania. Lubił czuć dym w płucach, choćby miało to być nie wiadomo jak szkodliwe. Raz się żyje.
-Chcesz? – podsunął papierosa Mary, która z uśmiechem wypaliła trochę i oddała chłopakom. Albus miał wrażenie, że baaardzo seksownie odjęła mugolskie narzędzie śmierci od ust i wydmuchała dym. Tak, to było tylko jego wrażenie.
-Ej ludzie nie idziemy czasem za tydzień do Hogsmeade? – zagadnął Scorp, uwielbiając te wyjścia. Zawsze robił im nieziemską wiochę.
-Idziemy, a co? – potwierdziła Abbie, zgrabnym ruchem dłoni odgarniając włosy z twarzy.
-Nic, fajnie będzie – wyszczerzył się Scorpius. – Zresztą muszę zajrzeć do sklepu miotlarskiego i zorientować się w najnowszych modelach wyścigówek. Czytałem w Proroku, że fajna miotła teraz wyszła. Jak ona się nazywała…? – zastanowił się, na co Mary od razu udzieliła mu odpowiedzi.
-Torpeda 330, mahoniowa rączka i brzozowe witki, nasza reprezentacja już na nich lata – uśmiechnęła się, a Albusowi na widok tego uśmiechu stopiło serce. Powinna uśmiechać się tak zawsze i nie przestawać.
-Grasz w quidditcha? – zaciekawił się Scorpius, szukający ślizgonów.
-Zamierzam startować do drużyny, w piątek mamy nabory.
-Na jaką pozycję?
-Zawsze byłam szukającą. Albus mówił, że też łapiesz znicze – spojrzała przelotnie na Al’a.
-Taa, bywa, że się uda – wyszczerzył się. – Dobra jesteś?
-Nie znam waszych standardów, ale w poprzedniej szkole byłam uważana za całkiem niezłą. Mam nadzieję, że się dostanę – widać, że trochę się martwiła naborem do drużyny. W jej twarzy można było z łatwością odczytać, jak bardzo jej na tym zależy.
-Dostaniesz – Albus posłał jej krzepiący uśmiech.

2 komentarze:

  1. Kocham Katie i jej zarąbiste teksty (to ja ją stworzyłam!), wgl też nie mogę się doczekać jak Albus zerwie z niej mundurek ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha. Katie ma boskie teksty ^^ I wgl podobał mi się rozdział.
    Czekam na next.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń